Pancerny motyl

A, taki mi się jakiś zrobił, złoty na okładce obrzuconej złotą tapetą. Nieduży notes o przyjemnym formacie – jeden z moich ulubionych, dwie trzecie zeszytowego, przycięte do formy zbliżonej do kwadratu. Motyl jest z fimo, ale wprawione w skrzydła ma dwa zielone kolczyki, które dostałam od skrzętnej poznanianki, co nie lubi wyrzucać i podczas Pyrkonu wręczyła mi woreczek z rozmaitymi skarbami. A czułki zrobiłam z miedzianego drucika z drobnymi koralikami.

WP_20160629_015

WP_20160629_007

Pożegnanie kanapy, albo pożytki z materiałów obiciowych

Mieliśmy kanapę. Mili odwiedzający tę stronę powinni ją znać, gdyż na jej szarym tle sfotografowałam niejeden notes 🙂 Kanapa odeszła w siną dal, ale! nie wszystka umarła. Materiał z obicia albowiem został przeze mnie starannie wyprany i poskładany, i obecnie całkiem dobrze służy mi do okładek. Ma dobrą grubość i neutralnie szary kolor, co pasuje do bardziej barokowych form fimowych ozdób. O, tak na przykład:

WP_20160629_010

WP_20160629_016

WP_20160629_017

Rok szkolny żegnam ozięble

No nie lubię szkoły. Myślę, że piętnastoletnia ja z przyjemnością by usłyszała, że ja trzydziestoośmioletnia będę szkołę darzyła takąż antypatią, choć z innych oczywiście pozycji i innych powodów.

Tym jaśniejsze są oczywiście jasne punkty na mrocznym tle edukacji, a z pewnością takim jasnym punktem jest energiczna i życzliwa nauczycielka fortepianu moich dzieci. Była tak miła, że zainteresowała się moimi pracami, więc w ferworze twórczości popełniłam również i drobiazg dla niej w prezencie – to ten srebrny kwiat z perełką na zdjęciach poniżej.

Oprócz niego zrobiłam jeszcze parę innych – broszek i ozdób na niewykończone notesy, bo nagle moje zapasy znowu spadły niemal do zera i musiałam się zabrać nie tylko za podstawowe prace, ale także wykończeniówkę.

Efekty – no, część efektów – poniżej:

WP_20160622_13_47_45_Pro

WP_20160622_13_47_53_Pro

WP_20160622_13_48_23_Pro

Więcej trochę

Właśnie pozbyłam się większości jeszcze posiadanych notesów i tego, co zdążyłam zrobić – poszły do rozmaitych sympatycznych ludzi. Również i pudełka – nawet nie zdążyłam ich porządnie sfotografować, a już stały się prezentami lub opakowaniami na nie, w tym weselnym dla mojej pięknej kuzynki oraz upominkiem dla cioci, która ofiarowała mi przepiękne tapety – końcówki, próbki i całe rolki!

Tapety fantastycznie się nadają na wyklejki i wykończenia, więc ochoczo się zabrałam za pracę. Jak wielokrotnie już deklarowałam, naprawdę bardzo lubię wykorzystywanie resztek, pozostałości, recykling i upcykling. I pod tym znakiem mijają mi aktualnie roboty, o, proszę:

WP_20160617_21_01_50_Pro WP_20160617_21_02_26_Pro

WP_20160617_21_02_35_Pro

Co ci powie ryba

Mam nadzieję, że nic.

W każdym razie nie te. Bo przyznam, że bałabym się odrobinę, gdyby one się miały jeszcze do mnie odzywać.

Zrobiłam ryby, dwie. Z gatunku Psychrolutes marcidus . Znane szerzej pod swoją angielską nazwą – blobfish. Dla młodego miłośnika ryb. Z Fimo. Wciąż nie do końca mogę się z tego faktu otrząsnąć, ponieważ dążyłam do jak najwierniejszego odwzorowania tych stworzeń, a są one, no… niezwykłe.

WP_20160528_12_32_50_Pro

WP_20160528_12_33_07_Pro

WP_20160528_12_34_02_Pro

Na kulce ze zgniecionej folii aluminiowej uformowałam ciała z Fimo w cielistym kolorze i tyle przerażających szczegółów ile zdołałam. Następnie pomalowałam wszelkie zakamarki starannie dobraną brązową i różową farbką. A potem, co stanowiło jakieś 90% czasu pracy, poszły cztery (miejscami pięć) warstwy lakieru. Który niestety i tak się niezupełnie sprawdził, bo doszły mnie słuchy, że w upale się zaczął nieco kleić, co naprawdę złamało mi serce. Niemniej jednak to właśnie lakier zapewnia rybkom pożądany śluzowaty, oślizgły wygląd. Przyznam, że z tego malowania naprawdę jestem zadowolona – wyszło całkiem realistycznie.

Miłośnik rybek doniósł, że są okej, a to dla mnie zdecydowanie najważniejsze.

 

Mgliście podróżniczy notesik

Spróbowałam znowu oprawić coś w skórkę. Miałam kawałek ze starej torebki, na którym były interesujące szwy. Tak mi się one podobały, że ułożyłam skórkę tak, żeby wyszły na przodzie okładki, a na wierzch dodałam ornamencik – tak mi się on mgliście skojarzył z dalekimi podróżami. Do tego wyklejka ze sztywnego papieru marmurkowego i wyszło tak:

WP_20160526_18_35_28_Pro

WP_20160526_18_35_46_Pro

 

Niestety, skórka nie była równa i jeden z rogów nie jest w efekcie zupełnie idealny, ale albo uzupełnię to jeszcze o metalowe narożniki, albo po prostu tak już zostanie – zobaczę, co będzie ładniejsze!

Rozpuszczając macki

No dobrze, być może Pyrkon jasno pokazał mi, że specjalizacja w notesach konkretnie jest drogą właściwą. Nie byłabym jednak sobą, gdyby mnie nie wabiło na manowce i dlatego przez ostatnie tygodnie na zmianę pilnie szyję bloczki do notesów, zamawiam papiery, szukam kontaktów i w ogóle – i rysuję pierwszy w życiu komiks, i troszkę na boku tłumaczę… No nie można tak całe życie się specjalizować!

Bez zdjęć, bo szycie składek chyba nie jest aż tak fascynującym procesem. Chyba że jest, ale ja już się tak przyzwyczaiłam, że robię to raz-dwa i nie wywołuje to już we mnie burzliwych emocji. Za to – niezmienną satysfakcję i owszem. Naprawdę nie sądzę, żeby istniało coś wspanialszego dla mnie od robienia rzeczy własnymi rękami.

 

Po Pyrkonie

Oszałamiający to był weekend. Dla introwertyka zetknięcie się z niemal czterdziestotysięcznym, wielce ekspresyjnym tłumem to z definicji musi być, hm, powiedzmy, pewien stres, ale warto było.

Dzięki pomocy koleżanek jakoś poszło! Mam bowiem naprawdę wspaniałą grupę wsparcia w Poznaniu – kobiety dzielne, energiczne i zorganizowane, dzięki którym nie tylko udało mi się wrócić do Krakowa z niemal pustą torbą, ale też – znaleźć w całej imprezie mnóstwo przyjemności. To wcale nie takie oczywiste (introwertyzm, pamiętajmy) i jestem naprawdę, naprawdę wdzięczna.

Ale naprawdę świetna jest jeszcze jedna sprawa. Otóż bardzo fajnie się robi notesy. Bardzo. Lubię to zajęcie ogromnie i cieszę się ze swoich postępów. Jednak Pyrkon dał mi odczuć przyjemność, jaka płynie z tego, że zrobione przeze mnie przedmioty sprawiają przyjemność jeszcze komuś! Dziewczynka, która zakrzyknęła do mamy, że tę jedną, jedyną rzecz musi koniecznie mieć, mój notesik mianowicie – dzieci w ogóle, takie przyjemnie entuzjastyczne i fajne – i ci faceci, cieszący się ze smoków, i eteryczne panienki wyraźnie zainteresowane wzorami z mieczy i toporów, i miłe kobiety, wracające kolejny raz, żeby w końcu kupić ten notes, co im tak przemówił do serca 🙂 Ileż to jest, do licha, radości! Naprawdę, naprawdę mam nadzieję, że zrobione przeze mnie rzeczy posłużą swoim nowym właścicielom dobrze i wiernie.

 

Pudełka, czyli eksperymentowania ciąg dalszy

O ile z notesami z grubsza już sobie wypracowałam zrozumiałe, znajome techniki i sztuczki, to z pudełkami wciąż jestem ostrożniejsza. Bardzo to jest wszystko przyjemne, ale trochę tęsknię za tym notesowym spokojem i pewnością siebie i zaraz bym sobie zrobiła jeszcze jakieś dla otuchy. Ale tymczasem takie oto trzy pudełeczka zrobiłam (a kotka Furria wprosiła się na ich sesję fotograficzną):

WP_20160404_17_04_07_Pro WP_20160404_17_05_25_ProWP_20160404_17_04_45_Pro WP_20160404_17_04_17_Pro WP_20160404_17_05_51_Pro WP_20160404_17_06_19_Pro