Kartki fruną

Bardzo lubię robić kartki z życzeniami, powinszowaniami, karneciki na gotówkę czy karty prezentowe… Można wtedy trochę poszaleć z formami, poskładać papiery, a czasami coś fajnego zmalować. Oczywiście, przydaje się też kaligrafia, a tę zawsze miło mieć okazję poćwiczyć. Poza tym, sama instytucja karteczek z życzeniami jest niezwykle przyjemna, bo z reguły oznacza czyjeś dobre myśli, życzliwość i serdeczność.

Wąże

Muszę przyznać, że kupiłam sobie koszulkę z nadrukiem, nawiązującym do ukraińskiej Wyspy Węży, ze słynnym cytatem zaadresowanym do rosyjskiego statku. Hehe. Tematyka węży jest w każdym razie dość aktualna w mojej głowie, więc nie zmartwiłam się wcale a wcale wyzwaniem: notes w wąże!

Myślałam początkowo o wycinaniu węży z różnych papierów, ale potem stwierdziłam, że tu się nie ma co rozmydlać: wąże muszą być wyraziste. Czarnym tuszem na jasnym papierze. Co do jasnego papieru, mam wciąż trochę tego prześlicznego, żółtego, no, może odrobinkę go nadużywam, ale w ogóle mi nie żal że tak jest. Rysunek tuszem wyszedł całkiem przyzwoicie – trochę stylizowane, ale jednak rozpoznawalne wąże wiją się na nim i pokazują łuski, jęzory i kły. Wydrukowałam ten rysunek i na okładkę, i na wyklejki. Na okładkę musiałam użyć dwóch osobnych kartek, odpowiednio dociętych, bo inaczej mi to jakoś tak brzydko wychodziło. Do tego grzbiet płócienny – z pięknego, morskiego koloru zrecyklingowanego płótna ze starej oprawy. I złota wstążeczka.

Wydrukowane obrazki oczywiście jeszcze ręcznie podlawowałam różnymi materiałami. Do tego zrobiłam jeszcze odpowiednią kartkę – niestety, nie mam jej na fotografii – i komplet był gotowy. Uważam, że naprawdę fajny! Jakoś tak mi te żółte ostatnio dobrze leżą, no nie wiem. A wąże bardzo się przyjemnie rysuje i na pewno jeszcze nieraz to zrobię.

Kilka nut

Rok temu dostałam pod choinkę papiery. Kto mnie zna, ten wie, że pięknym papierem można naprawdę mnie ucieszyć! Były to dwa tomy papieru Pepin oraz kilka arkuszy papieru ryżowego, z rozmaitymi pięknymi wzorami. Papiery Pepin znam od lat i mam je rozpracowane, ale z ryżowym nie miałam zbyt wiele do czynienia! Oczywiście przychodzi tu na myśl przede wszystkim decoupage, ale nigdy się nim nie zajmowałam – papiery czekały więc na Właściwy Moment, żeby ich śliczna faktura i wzory mogły zostać najlepiej wykorzystane.

No i taki moment się wydarzył, ponieważ zgłosiła się do mnie Ciocia (na pewno już wspominałam, że mam szczęście do fantastycznych Cioć!) i zażyczyła sobie kalendarza, ale żeby był muzyczny. Aha! – pomyślałam sobie – nadeszła chwila na ten ryżowy papier w nuty, dobra nasza!

Oczywiście, nie dało się go wykorzystać na wyklejki – byłby zbyt delikatny do tej roli. Zeskanowałam zatem wzór i wydrukowałam go na grubszym, kremowym papierze, a oryginalny papier ryżowy nakleiłam na jedną warstwę okładki. W drugiej warstwie wycięłam okienko, i wszystko razem zmontowałam w okładkę w czarnym płótnie introligatorskim, z nutami w okienku. Później doszedł tam jeszcze rok – 2022 – ale na zdjęciach tego nie widać 🙂

A co w środku? W środku kalendarz tygodniowy i doszyty do niego notes. W środku również kieszonki z kremowego brystolu, malowane ręcznie akwarelami na brzegach w różne plamy i nutki. Brzegi znowuż byłyby trochę zbyt bałaganiarskie z powodu tych rozmaitych zawartości, więc pomalowałam je na kolor ochry, pasujący do kapitałek i zakładek.

Wyszło super – elegancko, ale z takim, no, mykiem. Myślałam, żeby dodać jeszcze złoty klucz wiolinowy, tak żeby przekreślał okienko i lekko za nie wyłaził, ale w końcu uznałam, że powściągliwość będzie lepsza.

Stoliczku, nakryj się

Cały wic z drewnopodobnymi wzorami tapet jest taki, że człowiek z jednej strony ma wielką ochotę zrobić coś takiego drewnianego w te śliczne słoje i w ogóle, nie są to bowiem toporne peerelowskie tapety w, jak to wygląda, odpady drewna budowlanego, lecz jedwabiste i raczej kosztowne, z prześlicznymi dekorami.

Z drugiej zaś strony pozostaje jednak to skojarzenie, że drewniany wzór tapety sam w sobie jest nieco zgrubny. Jak to do licha uczynić subtelniejszym? Wypalić wzoru, jak w drewnie, raczej nie należy. Złocić to jak wół do karety…

Ale można sięgnąć do siateczki, w której spoczywają całe zwoje tasiemek i koronek, nie wiem już, czy po Cioci, czy którejś z Babć… I nakryć nieco ten stoliczek.

Tak zrobiłam. Jasna okleina we wdzięczny, drewniany wzór okazała się ślicznie pasować do szerokiej, nicianej taśmy. Jedyne, co trzeba było zrobić, to zadbać, żeby klej nie przeciekł na wylot i nie spowodował, że te kremowe nici zrobią się brzydko przezroczyste.

Co ja się za to nagłowiłam nad wyklejką! Już byłam w desperacji, kiedy nagle przyszło mi do głowy, że mam przecież zachomikowane papiery z ekoprintami od Nin (Spaceforestart). To było to.

Nie wiem (na razie 🙂 ), czym się te papiery zaprawia do ekoprintów, ale one się robią takie jakby delikatnie mechate. Trudno to wytłumaczyć, ale to nie tylko śliczne odciski liści, ale również faktura papieru! W zdumiewający sposób pięknie uzupełniło to moją okładkę drewnianą z obrusikiem. Teraz notes może posłużyć, bo ja wiem, do zapisywania ulubionych przepisów, albo wklejania etykiet win, albo nawet od biedy, bo to trochę sztywniejszy papier, czasami jakiegoś zdjęcia czy czegoś w tym stylu.

No i leżał mi ten blok zszyty od tak dawna, i czekał na zmiłowanie, i z drewnianą tapetą tak się mocowałam, i w końcu wszystko się dobrze poskładało. Oby więcej rzeczy w życiu zachowywało się nam właśnie tak 🙂

Do nowej pracy

Czasem nowa praca nie jest perspektywą tyleż ekscytującą, ile budzącą pewne wątpliwości, a może i niepokoje. No… często. Oczywiście, wiele jest sposobów, aby się na nowym stanowisku poczuć pewniej, ale moim ulubionym jest taki, żeby te wszystkie nowe rzeczy sobie notować w czymś naprawdę przyjemnym, najlepiej zaś – ręcznie zrobionym notesie.

Niektóre firmy dają nowym różne takie papiernicze, i nie przeczę, że jest to miły gest, ale jednak co ręcznie zrobione, to ręcznie zrobione, i na przykład w moim krótkim korpo-epizodzie wolałam sobie notować w zeszycikach własnego wyrobu, niż w dostarczonym mi kołonotatniku.

Ten notes ma służyć właśnie podobnemu celowi – żeby te wszystkie nowe rzeczy lądowały w czymś ładnym! Papier jest stary, kremowego koloru, wyklejka – błyszcząca i perłowa, a na zewnątrz mamy batikowy wzór na papierze Pepin, w seledynie i czerwieni. Stąd i zakładki są takie zielononiebieskie, i całość w zamierzeniu ma się kojarzyć spokojnie, miło i być jak krzepiące poklepanie po plecach 🙂 Jest spory – trochę mniejszy niż A4, ale nie bardzo ciężki.

A ponieważ ten stary papier miał na dwóch kartkach zaplamiony rożek i nie udało mi się go przyciąć, obcięłam rożki w kształt kocich łebków, ażeby w środku czekało coś żartobliwego.

Po dostarczeniu do właścicielki czekała mnie jeszcze jedna miła niespodzianka – otóż chwyciła ona za przybory i dodatkowo sobie ten notes spersonalizowała, kolorując motywy na okładce. Czy może być coś bardziej indywidualnego? Jestem zachwycona – kiedy moje notesy wchodzą w interakcję z właścicielami, kiedy się zmieniają i stają bardziej ich, to jest właśnie TO 🙂

Nieoczekiwane pożytki z zeszłorocznych kalendarzy

Dostałam pod choinkę piękne, piękne papiery – trochę ryżowych i dwa zeszyty papierów Pepin – chińskie i japońskie. Japońskie mnie zaskoczyły, chociaż wydawało mi się, że widziałam dość dużo japońskich wzorów! Te, które mam w moim nowym zeszycie, są śmiałe i wyraziste, i bardzo inne, i w związku z tym szalenie inspirujące.

Mąż mój wyrzucał również – jak to na koniec roku – stary firmowy kalendarz. Jego była firma nie oszczędzała na materiałach i kalendarz był obłożony w śliczną, skóropodobną okładzinę, czarną i mięciutką. Jak już pewnie wie, kto mnie odwiedza, jak widzę nadające się jeszcze do użytku materiały introligatorskie, rzucam się na nie, wybebeszam, sortuję i używam. Od razu mnie się ta czarna nibyskórka rzuciła w oczy.

Brzeg kalendarza miał kwadratowe dziurki – na spiralę. Już-już miałam je odcinać, kiedy nagle! Nagle! Zobaczyłam naraz jednym błyskiem ten brzeg z kwadratowymi dziurkami i jeden z japońskich papierów – taki w ryby i fale, ale czarno-biały i z delikatną siecią w tle. Aha! – pomyślałam błyskotliwie.

Miałam uszyty bloczek papieru, naprzemiennie białego i szarawego eko. Dodałam do tego wyklejki z papieru, który wpadł mi w oko i tego samego papieru postanowiłam użyć na okładkę, ale tak, żeby kwadratowe wycięcia na brzegu pokazywały też ten papier. Normalnie bym oczywiście zlicowała dwa materiały różnej grubości, żeby na okładce były na jednym poziomie, ale nie tym razem! Papier wygląda spod krawędzi, ona się odcina wyraziście, i to jest TO.

Proszę tylko popatrzeć (mnie się strasznie podoba):

Liściasty

Otrzymałam zamówienie od bardzo mi miłej koleżanki, którą podziwiam z całych sił od dawna. Jest niesamowita! Próbowałam to jakoś opisać nie wchodząc w zbyt rozpoznawalne szczegóły, ale nijak mi nie wychodzi, więc musicie uwierzyć mi na słowo 🙂 I dla niej musiałam zrobić coś Specjalnie.

Zażyczyła sobie Ona obrazka z roślinami na okładce, więc właściwie wszystko już zrobiłam tak roślinnie, jak się tylko dało.

Wydrukowałam bardzo liściasto-organiczną wyklejkę na seledynowym papierze. Narysowałam i pomalowałam akwarelami obrazek (zajęło to trochę, ale też jest to może mój ulubiony styl rysowania i każda chwila była przyjemnością). Potem jeszcze w samym notesie, zgodnie z zamówieniem, narysowałam trochę niewielkich rysuneczków, również o przyrodniczej tematyce (może poza myszą-baletnicą, która wprawdzie z fauny, ale kulturowo przetworzonej i nie jestem pewna, czy się liczy).

I jak już było wszystko zrobione, to uznałam, że nie jest jeszcze wystarczająco Jeden Jedyny. I wycięłam osiemdziesiąt listków z kilku rodzajów zielonego papieru, i przykleiłam dookoła obrazka na okładce 🙂

Uważam, że to było Właśnie To.

Zieloności w najciemniejszy dzień roku

Co człowiek może, jak się zrobi tak ciemno? No może zrobić zieloniutki notes.

Składniki na ten smakowity zestaw leżały na moim stole już dłuższą chwilę i w końcu koniunkcje planet zagrały, wiatr powiał z dobrej strony i oto zrobiłam notes zielony, a zdobiony złotą folią. Poszedł na to chyba najpiękniejszy arkusz papieru klajstrowego z tego lata.

Już w jednym notesie wypróbowałam złocenie papieru klajstrowego tak, żeby wyglądał jak marmurowe żyłkowanie. Spodobał mi się ten efekt tak bardzo, że w tym zielonym go powtórzyłam o wiele śmielej i nadal mi się podoba!

W środku jest natomiast kremowy papier – taki troszkę sztywniejszy. Wyklejki tym razem nie odgrywają głównej roli, ale i tak wybrałam dwie przyjemne przypadkowe kartki. Czemu przypadkowe? 🙂 A bo kupiłam w mojej ulubionej hurtowni rzecz wspaniałą, mianowicie przecenione papiery na kilogramy. W naprawdę fajnej cenie mają oni dostępne pozostałości z ryz, a także kartki prawdopodobnie ze skrajnych końców barwienia w masie, bo są przypadkowo cieniowane, albo w obłoczki, albo nierówno farbowane. Ja je uwielbiam, i tak właśnie weszłam w posiadanie brązowego papieru z nierównymi przejaśnieniami. Zachwycające.

Wszystko to złożyło się na bardzo ładny, klasyczny szkicowniczek.

Dżungla z gekonem

Obok notesów z możliwie realistycznymi portrecikami zwierząt zdarzają się czasem sytuacje, kiedy już człowiek nie wyrobi w ten sposób, no nie, no przepraszam, naprawdę. W zamówieniu zwierząt pojawiło się bowiem aż cztery, z czego jedno okazało się być fenomenalnym gekonem.

Takim żółtym.

Do tego dwa czarrrrne koty i piękny pies.

Jak to razem zmieścić na okładce, szczególnie, jeśli wie się również, że przyszła właścicielka jest miłośniczką roślin?

Trzeba to całe towarzystwo ukryć w zieleni, mianowicie.

Zabrałam się za rysowanie. Nawet na etapie czarno-białym to było coś 🙂

Potem wersja kolorowa:

I wreszcie sam notes.

Musiał, no musiał być zielony i tak mi się wydawało, że też by powinien być z okienkiem. Zieloną, piękną okładzinę papierową miałam, okienko wyrzezałam. Do tego specjalnie zrobiona wyklejka – znowu ręcznie odrysowany pędzel w GIMPie, jakie to jest wspaniałe narzędzie doprawdy! Wydrukowana na tym wspaniałym papierze z PaperConcept zrobiła się naprawdę świetna.

No i tak ten notes się ostatecznie prezentuje:

Zimozielony

Z powodu zleceń mam teraz na warsztacie różnorakie okienka i okieneczka, co oczywiście owocuje również pobocznymi pracami, które powstają przy okazji tego tryndu 🙂 Ten notesik jest ofiarą… eee… efektem tej okienności.

Ile razy ja go już przycinałam, to nie zliczę – zawsze jakoś stawiał opór i wychodził krzywo, aż w końcu popatrzyłam na niego zimno i powiedziałam: draniu. Albo będziesz prosty, albo cię potnę jak niszczarka.

I proszę, prościutki jest.

Jest też w zielonym papierze, który zawsze sprawia mi pewne problemy przy oprawie. Już dawno się poddałam jeśli chodzi o używanie do niego kleju CR – tylko klajster – a i tak oszaleć można, bo pokazuje każdą delikatną nierówność czy włókienko na tekturze jakby to było nie wiadomo co, a ja często używam tektur z odzysku i nawet szlifowanie nie zawsze na nie pomaga. Są bardziej wybaczające materiały niż ten papier, ale jaki on ma piękny ten ciemnozielony kolor, jak choinka!…

Okienko w porównaniu z papierem było już banalnie proste, a w okienku narysowałam gałązkę, i zrobił się zaraz klimat ogólnie zimowy. Z piękną wyklejką i śliczną, ciemnozieloną wstążeczką jako zakładką zrobił się naprawdę zgrabny, fajny notesik.