Listki widziane inaczej

Miałam taki próbny wydruk deseniu w listki – docelowo wydrukowany potem na kolorowym papierze, wstępnie wydrukowałam na białym i niechcący poszły mi dwa egzemplarze. Nie lubię takich rzeczy wyrzucać bez potrzeby, więc kartki leżały i czekały, aż się doczekały.

Bardzo lubię biel i czerń, chociaż pewnie wielu osobom notes bez wyrazistych kolorów może się wydać nudny. Jednakże popielate kartki z papieru eko wydawały mi się dobrze pasować do zredukowanej kolorystyki i stwierdziłam – a niech tam, wymyślę, jak zrobić z tego notes w listki.

Jeśli zredukowałam kolory, to na okładce wydało mi się słusznym uprościć także i wzór! Wzięłam się zatem za bardzo uproszczony i zgeometryzowany dekor w kształcie gałęzi, z listkami oczywiście. Elementy wycięłam z próbek płócien introligatorskich otrzymanych kiedyś na targach książki w Krakowie i wpuściłam je w okleinę okładki. No, poza kropeczkami – kropeczki nakleiłam na wierzch 🙂

Do tego szara satynowa zakładka, biała kapitałka i moim zdaniem romantyczna wyklejka z bardziej uproszczoną okładką stanowią razem świetne zestawienie.

Na koniec roku szkolnego

Młodszy mój syn kończył w tym roku podstawówkę i z tej okazji, oczywiście, zawrzało wśród rodziców, jak czcić i obchodzić, kogo czym obdarowywać i jak składać wszelkie życzenia i podziękowania. Bardzo podziwiam ludzi, którzy umieją sprawnie organizować takie rzeczy, ale sama też coś mogłam przecież zrobić – mianowicie naprawdę osobisty, bo ręcznie zrobiony upominek dla wychowawczyni.

Był to, oczywiście, notes – ale notes niezwyczajny, bo po raz pierwszy użyłam welurowej okleiny. Czerwoniutkiej, takiej jakby delikatnie palcowanej – nie umiem tego dokładnie opisać, ale ona nie jest idealnie gładka. Obłożyłam nią zarówno okładkę, jak i pudełko.

Użyłam również różowo – złocistego japońskiego papieru (tak, z mojego najbardziej strzeżonego zasobu!) – na wyklejki i do pudełka.

Okładka była twarda, z okienkiem. W okienku zaplanowałam akwarelkę z wizerunkiem naszej szkoły i tu o mało co a bym poległa! Dopiero podpowiedzi mojej Mamy pozwoliły mi uporać się z tym obrazeczkiem, ale końcowy efekt jest całkiem odpowiedni.

W środku znalazło się odpowiednie miejsce na zdjęcie klasy przed bramą szkoły, na nieco sztywniejszej wszytej kartce.

Pudełko wykończyłam złotą wstążką.

Myślę, że wyszło to bardzo ładnie – powstała pamiątka, jakiej na pewno nikt inny nie będzie miał.

Doszlifowany

Miałam taki blok pięknego, kremowego, sztywnego papieru zszyty. Ale za cienki! I leżał tak i leżał i do niczego się nie nadawał. Więc pewnego razu złapałam go, doszyłam z przodu i z tyłu kilka dodatkowych składek – już nie takiego supergrubego, ale wciąż sztywniejszego papieru i od razu się zrobiło lepiej.

Skoro przerabiamy, to przerabiamy! Miałam też i powlekane płótno odzyskane ze starej okładki w bardzo ładnym odcieniu granatowego. Bardzo lubię ten proces. Używane okładki mają ten szczególny urok patyny, lekkiego przetarcia, spłowienia albo bibliotecznych znaków, i oczywiście ten lekki zapach starej książki. Kiedy mi się uda zdjąć płótno bez zniszczenia, zawsze się bardzo cieszę i chętnie wykorzystuję.

Tutaj zestawiłam je z przepięknym, japońskim papierem w delikatny wzór. Ale prześlicznym, niebieskim! Od razu zrobiło się z tego coś wyjątkowego. Efekt podkreśla okleina wytłaczana w taki gadzi wzór – brązowa, co pięknie wygląda z niebieskościami i kremowym papierem. I wyklejką – wyklejka jest niebiesko-srebrna w szerokie pasy. Z wzornika tapety – piękna i sztywna.

Notes jest naprawdę ładny – i znalazł już swoje miejsce, co mnie bardzo cieszy, bo naczekał się na swoją kolej. Co tylko świadczy, że zawsze warto spróbować coś doszlifować i ulepszyć, choć wydawało się, że na nic mądrego się nie przyda.

Technomotyle

Mam wielki sentyment i szacunek do bibliotek i bibliotekarzy, nie tylko z powodu wykształcenia i zawodowych powiązań, ale po prostu dlatego, że biblioteki są w naszym pokręconym świecie niezwykłymi, jasnymi punktami. Nie da się ukryć, że w podejściu do nauki i wiedzy nastąpił w ostatnich dziesięcioleciach pewien regres: niedawno jeszcze można było opinii publicznej w miarę dorzecznie opowiadać o kolonizacji Marsa, a teraz trzeba ją przekonywać, że Ziemia jednak nie jest płaska.

Całe szczęście mamy biblioteki. I bibliotekarzy. Jakoś nas przepchną, zobaczycie! I dlatego właśnie, kiedy się dowiedziałam, że kalendarz ma być dla pani z biblioteki naukowej, zastrzygłam radośnie uszami i rzuciłam się wyszukiwać odpowiednią estetykę – i znalazłam. Mam takie piękne papiery (niezawodny Pepin Press) z deseniami z lat 20, i między innymi znalazł się tam cudowny wzór w technomotyle. Już go kiedyś użyłam – do notesu, który miał też technomotyla z FIMO na okładce – i niestety na przyszłość nie zostało mi go już wiele, ale mógł zabłysnąć na tym kalendarzu 🙂 Cała reszta podporządkowana została technomotylowi!

I tak, tonacja kolorystyczna utrzymana jest w tych szarościach, złotach i brązach, przy czym przepięknie tu pasowały paseczki skóropodobnej okleiny. Doszyty do kalendarza notes ma kilka składek z kremowego papieru, zaś papierowe etui jest beżowe. Do tego – złote wstążeczki, a złote wyklejki wzmocnione zostały na zgięciach paskami tejże okleiny, co na okładce (oprócz estetycznego, ma to również i wzmacniające znaczenie, ponieważ złoty karton zawsze budzi we mnie liczne podejrzenia na temat trwałości tej złotej warstwy i wolę go wzmacniać na zgięciach, tym bardziej pracujących).

Wykończenie to kilka subtelnych złoceń, w tym data, i już jest – elegancki i wyjątkowy, w sam raz do zadań specjalnych: przeprowadzenia ludzkości przez mroki 🙂

Zamaskowany

W kopercie z próbkami od Winter.pl była również i taka w kolorze czarnym. Mam inne czarne płótno, ale to było nie takie gładkie, o wyrazistszej fakturze, wyglądało jak rzadziej tkane – bardzo efektowne. I ono mi pasowało do jakiegoś kontrastu. Na przykład czerwieni. A skoro taki zestaw kolorów, to mnie osobiście on się szalenie kojarzy z Dalekim Wschodem. Ale zrobiłam też już dość dużo delikatnych i ozdobnych wzorów, więc najwyższa pora była, by zrobić coś bardziej zdecydowanego i groźnego.

Wciągnięci w refleksje synowie poradzili mi japońskie demony, a kiedy się zaczęłam wgłębiać w temat, wpadły mi w oko samurajskie maski. Jakie one są świetne! Odwzorowałam więc jedną taką maskę na tekturce, wycięłam, pomalowałam i polakierowałam, i znowu pomalowałam, potem wysuszyłam, nastąpiło kilka katastrof, akcji ratunkowych… i w końcu przykleiłam wersję, która mi się podobała. Do tego kalendarzyk zszyty z notesem, z czerwonymi brzegami. Czerwone zakładki. I papier na wyklejki – Pepin z japońskim wzorem sosen.

Groźna ta maska jest! Zdecydowanie, będzie to kalendarz dla kogoś nieustraszonego 🙂

Poskładany

Pewnie już o tym wspominałam nie raz, ale powiem raz jeszcze: nic mnie tak nie cieszy, jak wykorzystanie resztek, recykling i upcykling. I bardzo się cieszę, że nie oznacza to już, jak jeszcze parę lat temu, przedmiotów „śmieciowych” i bylejakich. Z przyjemnością używam więc resztek tapet i tkanin, kartek wyrwanych z niedokończonych zeszytów szkolnych, tekturek z opakowań i książek z przemiału, tiszertowych tasiemek, zużytego papieru pakowego, ścinków i skrawków.

Ten notesik jest właśnie ze starych zeszytów moich synów oraz z pozostałości płótna i papieru z większych projektów! Żeby ujednolicić nieco brzegi kartek w kratkę, pomalowałam krawędzie bloku akwarelą i tuszami, a małe kawałki pięknego, japońskiego papieru sprawiają, że powstał foremny, estetyczny przedmiocik.

Czasami się zastanawiam, czy nie powinnam, pod koniec roku szkolnego, złapać się za taczkę i przejść po mieście, zbierając te wszystkie zeszyty, w których pozostało jeszcze kilka kartek! Kto wie, ile papieru by się dzięki temu przerobiło.

Hmm. Może to pomysł na jakąś akcję? Zima sprzyja planowaniu i refleksjom, więc będę myśleć. A na razie prezentuję ten mały, lecz dzielny notes.

Odfruwające na Wschód

Do uprzednio opisywanych notesów z lawendą w komplecie były jeszcze inne notesy dwa. Miałam zupełnie wolną rękę, więc stwierdziłam, że zajrzę wreszcie do mojego, zazdrośnie schowanego, niewielkiego pakietu japońskich i chińskich papierów. Myślę, że jednak głównie japońskich, ale ponieważ niektóre wzory wydają mi się trochę bardziej chińskie, wolę wszystkiego w czambuł nie określać jednym słowem 🙂

W każdym razie zawsze się waham, zanim tam sięgnę, bo te papiery są TAKIE PIĘKNE. Wiem, wiem, to bardzo jest niemądre, bo nie przestaną być przecież piękne, kiedy oprawię w nie notesy, ale jednak… No, jakoś mi tak żal.

Ale kiedy już się zdecyduję, to wychodzą nieodmiennie prześlicznie.

Te dwa notesy obłożone są wprawdzie w różne papiery, ale chciałam, żeby były takim „rodzeństwem”. Wszystkie więc pozostałe detale są identyczne. Wymiary, rodzaj papieru – biały z ciemnoniebieską składką wszytą w środku – wyklejki z tegoż ciemnoniebieskiego papieru, granatowe kapitałki, złote zakładki, grzbiety z pięknej, prążkowanej okleiny. Mogłyby być wręcz kompletem, gdyby nie różne motywy przewodnie – na jednym fale ze złotymi kwiatami, a na drugim – wachlarze i kwiaty na tle drobniejszych fal (swoją drogą, ten papier to już jest w ogóle tak piękny, że używanie go budzi we mnie wręcz melancholię, spowodowaną tym, że mam go o spory kawałek mniej! 🙂 )

Ale śliczne są, prawda? Uwielbiam ten format, jest superwygodny i bardzo elegancki, a w zestawieniu z pionowymi liniami projektu i cudownie bogatymi zdobieniami papieru wszystko prezentuje się naprawdę w porządku.

Wszystko jest lepsze z kotem

Miałam notes. Leżał i leżał. Jakiś już czas temu zrobiony, ale wcale nie żeby jakiś fatalny, po prostu nie miałam zupełnie pomysłu, w jaki sposób go ozdobić. Gdzieś tam i kiedyś porwała mnie myśl, że może wystarczą metalowe narożniki – ale nie wystarczyły.

Ale co się odwlecze, to nie uciecze, i w końcu pod wpływem pewnego pięknego halloweenowego (tak, wiem) komiksu o czarnym kocie czarownicy stwierdziłam, że do pomarańczowego sztucznego zamszu i czarno-pomarańczowego wzoru wyklejki (papier Pepin) przecież, no przecież idealnie pasował będzie czarny kot!

Nie namyślając się więc długo, chwyciłam za sztylet, tekturę, papier ścierny, farby i złoty tusz i wycięłam sympatycznego, czarnego kota ze złotymi akcentami. Znaczy, wiem, że to w zasadzie masło maślane, albowiem wszystkie czarne koty są sympatyczne, ale ten jeszcze ma do tego wyjątkowo życzliwy wyraz mordki, a to już wcale nie jest takie oczywiste.

Notes jest uszyty ze sztywniejszego, kremowego papieru – 160 g – i można na nim zupełnie bez przeszkód tworzyć komiksy o kotach czarownicy, i każde inne, przy pomocy niejednego medium. A kot na okładce już wszystkiego przypilnuje.

Opcjonalna karteczka

Napisała do mnie jedna z moich fantastycznych koleżanek z pytaniem, czy zrobię dla niej kartkę na chrzest dla jednego z bliźniaków. Ale. Nie wiadomo jeszcze, którego! No co za historia 🙂

Biorąc pod uwagę, że do karteczki miał być dołączony prezent, kwestia oznaczenia kartki była jednak dość istotna – ale znalazłam rozwiązanie. Wymyśliłam projekt, poniekąd, niebiański – w bielach i błękitach, myślę, że stosownie, i jedną z chmurek zaplanowałam jako miejsce na imię. Imiona – obydwa – napisałam na samoprzylepnym papierze, w dwóch wersjach do wyboru. I tu kolejny raz przyjemność z kaligrafii – użyłam, powiedzmy, copperplate’a oraz zrobiłam wycieczkę w stronę modern calligraphy, a wszystko to pisakami do kaligrafii w odpowiednio niebieskich kolorach).

W środku znalazła się karteczka do napisania części literackiej – z doświadczenia wiem, że lepiej zrobić osobną, do wklejenia na dwustronnej taśmie, a jeszcze lepiej – z drugą zapasową. Oprócz tego zrobiłam i kopertkę na prezent, nawiązującą do tematu chmurek, i wszystko gotowe!

Zdjęcia zrobiłam, niestety, zanim dodatkowo ozdobiłam jeszcze kartkę srebrnym i białym tuszem, ale myślę, że nawet taka jest ładna, a jej urocza historyjka nadal wywołuje u mnie szeroki uśmiech!

Papiery z połyskiem

Pięknie mi wyschły papiery klajstrowe przez weekend – najpierw na słońcu, potem w prasie. Czułam się przy nich zdecydowanie frywolnie, i stąd dodatek złotego brokatu, a gdzieniegdzie też i farby o miedzianym połysku.

Ograniczyłam się tym razem tylko do parunastu kartek, a chodziło przede wszystkim o uzupełnienie dekoracyjnych papierów w kolorach zielonym i brązowym. Tak z leśna, prawda? I nawet niespecjalnie cudowałam z narzędziami wykorzystywanymi do zdobienia – ot, grzebyk, patyk i czubek palca. Ale efekty są przyjemne dla oka i można już będzie zaraz użyć tych papierów do czegoś mile wakacyjnego.