Kwiat czerwony

Ten notesik powstał dla szczególnej dla mnie osoby – mojej chrześnicy i siostrzeniczki, której chciałam przywieźć drobny upominek przy okazji wizyty. Zaczęłam więc myśleć, jaki powinien być notes dla dziewczynki o wyrazistym charakterze i śmiałej naturze. Hmm – oczywiście z wyrazistym wzorem na subtelniejszym tle!

Mam prześliczne, jaśniutkie płótno o seledynowym odcieniu. Na nim kwiat z welurowych, czerwonych płatków odcina się niesamowicie – dokładnie efekt, o który mi chodziło.

Powycinałam pieczołowicie te płatki i listki i nakleiłam, przy pierwszej warstwie podcinając płótno. Na wierzch nakleiłam różnokolorowe kropki wycięte dziurkaczem. A potem całość naprawdę długo trzymałam w wyjątkowo mocno ściśniętej prasie. W ten sposób deseń jest zupełnie płaski, ale przez warstwowe nakładanie wygląda bardziej przestrzennie, jeśli to ma sens 🙂

Notes w środku ma bloczek w kropki, którego wprawdzie nie szyłam osobiście, ale zszyłam dwa gotowe i wzmocniłam szwy dodatkowo, więc powinien się spisywać jak należy.

W hortensje

Robiąc kalendarzyk w łączkę (kilka wpisów temu) przygotowałam nieco więcej płótna, tego seledynowego. Jest piękne i gładziutkie, czemużby nie? I okazja do wykorzystania go nadarzyła się niemal natychmiast, bo oto miałam zrobić jeszcze kalendarzyk w hortensje.

Muszę tu powiedzieć, że bardzo lubię hortensje i mam ich w ogródku kilka, chociaż i tak najpiękniejsze jakie widziałam rosną u sąsiadów naprzeciwko – są zjawiskowe, o ogromnych kwiatach! Lubię też hortensje pnące, i takie śmieszne z dwoma rodzajami kwiatów, i może najbardziej – dwukolorowe… Nie zdziwiłam się zatem ani trochę, że komuś mógłby sprawić przyjemność kalendarz w hortensje.

To jest także niewielki kalendarzyk, taki A6, z doszytymi z tyłu kartkami. Okładka została pomalowana ręcznie akwarelami i podprawiona lekko tuszami. Blok ma krawędzie pomalowane akwarelą, a dłuższa krawędź ozdobiona jest rysunkiem białym tuszem. Wyklejki to seledynowy papier Pepin z japońskim wzorem kwiatków.

Może to dlatego, że tak bardzo te hortensje lubię, malowane kwiaty udały się nad podziw dobrze – malowałam je już na gotowej okładce, więc z pewnością byłam silnie zmotywowana żeby tego nie spaprać i nie musieć robić od nowa! I jest taki kalendarz:

Kalendarz malowany w łączkę

Wesoło i pogodnie miało być, i tak żeby przyjazne uczucia były wyraźnie widoczne! Myślałam chwilę nad tym, co mi się kojarzy najradośniej, i wydaje mi się, że niemal ze wszystkim wygrywa gorąca i zdyszana letnia łąka.

Miałam akurat ochotę znowu sobie sama zrobić płótno do opraw. Kupiłam więc na wagę materiał – po mojemu chyba obrusik. Albo coś w tym stylu. Sprułam. Wyprałam w wysokiej temperaturze. Wyprasowałam. Podzieliłam na kawałki. I zaczęły się czary 🙂 Jest wiele technik preparowania materiałów do użytku introligatorskiego – na przykład medium akrylowym, klajstrami, klajstrami z papierem, a także klejami. W tym wypadku poszłam na skróty i użyłam kleju właśnie, takiego do tapet.

I wyszło super! Żadnych zacieków, czego się trochę obawiałam, a podłoże zrobiło się nie tylko fantastyczne do oprawiania, ale również zagruntowane pod malowanie farbami. No więc po zszyciu kalendarzyka z czystymi kartkami i ozdobieniu krawędzi na kolorowo, oprawiłam go w moje śliczne, seledynowoniebieskie płótno i namalowałam z przodu tak słoneczną i wesołą łączkę, jak tylko umiałam (to nie jest takie proste, jak się jest melancholijną klępą z natury).

Wyszło naprawdę wesoło!

Temat: lawenda

Miały być notesy w lawendę i od razu miałam sporo do przemyślenia. Numer z lawendą polega na tym, że wydaje się być bardzo sztywna i trwała, ale jak wyschnie – sypie się i łamie. Użycie jej do notesu zasuszonej raczej więc odpada. Znowuż namalowany kłos lawendy nie wygląda jakoś tak bardzo efektownie. Należało więc jakoś wzmóc wszelkie efekty lawendowe 🙂 Robiłam już raz lawendowy notes, udany, więc mogłam przynajmniej czerpać z wcześniejszych doświadczeń.

Po pierwsze, namalowałam te lawendy akwarelą i obrazki wycięłam. Po drugie, krawędzie bloków papieru pomalowałam na fioletowy kolor. Po trzecie, dobrałam starannie kolory i faktury oklein, żeby miały jak najwięcej wspólnego z tematem. I wreszcie, zrobiłam wyklejki – w narysowane lawendowe kwiaty, wydrukowane na fioletowym tle.

Lawendowy kolor przysparza nieco problemów: lawenda w realu występuje w bardzo wielu odcieniach, ale kolor lawendowy budzi określone skojarzenie kolorystyczne, takiego dość bladego i niebieskawego odcienia fioletu. Pomyślałam jednak, że nie ma co się ograniczać i poszerzyłam nieco paletę kolorów.

Natomiast zerwaną w moim ogrodzie prawdziwą lawendę zasuszyłam w gotowych notesach – była w nich podczas suszenia w prasie i później tam została. Myślę, że trudno byłoby wprowadzić do notesu jeszcze więcej lawendy!

Kwiaty, motyle, jednorożce i tęcze, do licha!

Zdarzają się człowiekowi takie chwile, kiedy w intensywnej pracy potrzebuje każdego dostępnego wsparcia duchowego. Znamy? Znamy!

Z takiej to potrzeby właśnie zrodził się ten bardzo przyjemny notes. Zostałam zaalarmowana mniej więcej tak: słuchaj, mamy w pracy straszny młyn i POTRZEBUJĘ NOTESU. Takiego, żeby miał wszystko: kwiaty, motyle, jednorożce i tęcze. Da się?

Da się! 🙂

Wśród licznych pięknych tapet od niezawodnej Cioci była i taka, która wręcz cała jest silnie ukwiecona w bardzo bujnym stylu. Wśród kwiatów są i motyle – żółciutkie. Co do jednorożców, to miałam wyklejkę, zrobioną do tego, bardzo udanego notesu. Wydrukowałam ją zatem na pasującym, kremowym papierze. Wyszukałam wstążeczki w kolorach występujących na tapecie, dołożyłam żółtą kapitałkę – i może nie zrobiła się z tego cała klasyczna tęcza, ale bez wątpienia bardzo barwny zestaw. Na wszelki wypadek, tęczę narysowałam w środku, razem z jeszcze jednym, wesołym jednorożcem, w sam raz, by się na nią można było natknąć w ferworze licznych prac i uśmiechnąć się na chwilę.

Ogólnie uważam, że naprawdę ładnie to wyszło, schludnie i kolorowo, i bardzo, bardzo optymistycznie.

Osty do wyboru

Na skutek spiętrzonych doprawdy okoliczności tak się jakoś złożyło, że obchodząc jedno z licznych wiosennych świąt mojego Ojca ofiarowałam mu nie jeden obrazek akwarelowy, lecz trzy na ten sam temat, do wyboru.

Tematem tym były osty.

Oset jest częścią naszego stałego, prywatnego żartu i w ogóle już między nami obrósł w znaczenia, więc nie powinno dziwić, że padła idea namalowania właśnie tego, a nie innego kwiatu.

Będąc sobą, Ojciec mój oczywiście wybrał najmniejszy i najbardziej niepozorny z trzech obrazków ostowych. Dwa pozostałe mi zwrócił i dlatego każdy teraz może je sobie nabyć na Decobazaar, o tu i tu.

Oczywiście nie byłoby tych obrazeczków, gdyby nie sam Tato, który jest też fundatorem obu moich cudownych zestawów akwareli.

Wiosenne przyjemności

One tak wyłażą powoli! Jest ich oczywiście coraz więcej, ale ja bym chciała, żeby już kwitły… Wiosenne kwiaty są chyba najbardziej optymistyczne, a na pewno najdzielniejsze, i zaraz się człowiek czuje lepiej, kiedy się pokażą.

Ale póki się nie pokażą, mam oto tutaj do pokazania (a w sklepiku do nabycia) malutkie obrazki akwarelowe z kwitnącymi wiosennymi kwiatami. Jest pewna nadreprezentacja żółtych kwiatów, ale to po pierwsze dlatego, że one są TAKIE optymistyczne, a po drugie – sasanki i krokusy mam jeszcze na warsztacie.

Dostałam niedawno od mojego Szalonego Ojca wprost obłędny zestaw przepięknych akwareli, ale te obrazki to są jeszcze moje stare farbeczki wierne – bardzo zresztą dobre, i TEŻ od Szalonego Ojca.

Białe frezje

To nie jest oczywisty kwiat, żeby go tak naprawdę lubić. Frezje się kojarzą z grzeczną wiązanką, w której robią za pachnące uzupełnienie. Ale pewnego razu, będzie może ze dwadzieścia lat temu, zobaczyłam kiedyś na targu frezje w ogromnych pękach, zdumiewająco niedrogie w porównaniu do kwiaciarnianych pojedynczych gałązek. I, ponieważ wybierałam się właśnie do babci na imieniny, kupiłam taki wielki pęk, i potem przez całą drogę żałowałam, że będę musiała się z nim rozstać :). Pomijając to, że pachniały na cały tramwaj – wszystkie głowy się obracały – to emanowały takim subtelnym wdziękiem, wyglądały tak uroczo bez żadnych ozdób ani innych kwiatów, że od tej pory zagościły na stale wśród najulubieńszych moich kwiatów – obok konwalii, piwonii, jaśminu, przebiśniegów…

I są bezsprzecznie eleganckie, co spowodowało, że musiałam pewnego razu koniecznie użyć ich jako wzoru wyklejki do notesu w zamyśle eleganckiego. Problem w tym, że drukarki używamy w domu wszyscy razem z kilku komputerów, więc moje bladoróżowe kartki na wyklejki zostały niechcący wciągnięte już nie pamiętam na jaki to wydruk szkolny któregoś z oburzonych synów, a moje frezje wydrukowały się na białym papierze ogólnym. Oczywiście wydrukowałam na różowo po raz drugi, ale wydruku na białym nie wyrzucałam. I proszę! Wykorzystałam tę pomyłkę w tym oto przyjemnym notesie. Grzbiet ma w czarnej okleinie odzyskanej z mężowskiego firmowego kalendarza, resztę – w okleinie bieluśkiej. Wyklejki są, jako się rzekło, biało-czarne, a papier – popielaty. Do tego biała zakładka w czarne kropki i całość jest bardzo smaczna.

Tak, jakby w monochromatycznej zimie człowiek zatęsknił sobie za zapachem frezji.

Odruchowo bym powiedziała, że notesik jest HOŻY.

No bo tak. W środku jest taki krzepki blok kartek w jasnopopielatym kolorze. Są wyszlifowane dremelkiem na równo, ale kiziato, to znaczy dość grubym papierem ściernym 🙂 Następnie wyklejki i grzbiet – z mięciutkiej, czerwonej okładziny, jak skórkowe buciki, czerwone, do tańca, albo coś takiego. Potem okładka, w papierze – białym, w bukiety kwiatów, niby indyjski wzór, ale nieoczekiwanie wyszedł jakoś tak w stylu Krakowiacy i Górale.

I jeszcze wstążki!

Nie dość, że zakładki (czerwone) są dwie, to jeszcze mi było mało i wkleiłam dodatkowe dwie, do wiązania na kokardkę.

Efekt jest taki, że notes zaraz powinien zapiszczeć „Iiiiiiiiiiii!”, zatupać i odtańczyć taniec ludowy. Z przeproszeniem.

Naprawdę to wszystko wyszło zupełnym przypadkiem. Słowo.

W bonusie – też bardzo hoża czarna Furria, współpracująca dzisiaj ze mną pilnie przy wszelkich pracach polowych:

Z ogródka alienów

Ten notes jest w środku zupełnie normalny – sztywny, biały papier i czarna wyklejka w srebrne, kropkowane kwiatki. Tył też ma względnie normalny, w sztucznej skórce z pewnej torebki. A z przodu jest haft, niby że w kwiatki. Ale to są takie alienowe kwiatki . Haftowałam je sobie w czasie przyjemnego spotkania z przyjaciółkami, stąd ich lekko abstrakcyjne kształty. Czasem fajniej wychodzą hafty cieniutkimi nićmi, ale do tych ewidentnie pasuje gruba, kolorowa mulina. Powstał z tego bardzo przyjemny, nieduży obrazeczek i jeszcze przyjemniejszy notes.

Trochę się bałam klejenia tego haftowanego płótna, bo zawsze jest to ryzyko, że się klej przesączy albo haft będzie wystawał gdzieś nieładnie, ale po bardzo delikatnym nałożeniu kleju pędzlem jakoś to poszło, nic nie przeciekło, nic nie odstaje, a wygląda tak:

Jest dostępny na Decobazaar, gdyby ktoś chciał alienowe kwiatki mieć dla siebie, razem z miłą atmosferą z tamtego popołudnia 🙂