Srebrny z brzeżkiem

Drobna rzecz, a cieszy – malutki notes, bo została mi obcięta część zszytego bloku, ale nawet taki mniejszy niż a6 może mieć swój wdzięk.

Okładkę ma srebrną po prostu, ale potem tak mi coś wierzgnęło w sercu i stwierdziłam, że muszę koniecznie, ale to koniecznie, wypróbować, co będzie, jak oberżnę jedną krawędź i na to miejsce przykleję papier taki sam, jak na wyklejce.

Nie przewidziałam tylko tego, że na wyklejki zużyłam ostatni kawałek pięknego papieru Pepin w żółto-srebrny wzór i w zamian musiałam użyć podobnego, całe szczęście w identycznej kolorystyce, choć nie z tym samym wzorem.

Podoba mi się! Kleiłam starannie i nic mu nie powinno dolegać, ale będę go jeszcze, drania, obserwowała, żeby się upewnić, że taki niesforny zabieg nie zaszkodził mu na konstrukcję. Ale już teraz wygląda fajnie.

Najpierw zdjęcia sprzed oberżnięcia (rym! rym!):

A następnie po 🙂 :

Co tu mówić, fajny, czerwono-srebrny notesik

Karteczki szare są, wyklejki czerwone, i tak już na zmianę – jak nie czerwono, to srebrzyście, a papier oklejający okładkę z wierzchu ma i jedno, i drugie.

Notes jest bardzo sympatyczny, ma zaokrąglone rogi, co uważam zawsze za oznakę ogólnej przyjazności i co powoduje, że zaraz mam skojarzenia z biblioteką jezuitów w Krakowie i starymi książeczkami do nabożeństwa, takimi używanymi intensywnie, z rogami wytartymi na okrągło. Mieli tam takie i zawsze mi się to podobało, a takie przycinane na okrągło też lubiłam i lubię nadal.

Papier na okładce to ostatek z bardzo pięknego zeszytu papierów Pepin, a grzbiet jest z okleiny ze starej okładki. I wszystko razem ma taki look lakowego pudełka trochę. Nie mam nic więcej tutaj do dodania, ale proszę tylko spojrzeć. Czy nie ładny?

Magnetyczne okienko

To byłby prawdopodobnie zupełnie normalny notes, ale na ostatnim etapie podziało się dużo i teraz jest jedną z moich ciekawszych prac!

Zszyłam czarny blok z lekko sztywnych kartek, dodałam różne srebrzyste dodatki, oprawiłam w srebrno malowane płótno i przez tydzień, może dłużej, notes sobie leżał. W końcu sięgnęłam po niego i po pierwsze  – pomalowałam we wzory, na srebrnej okładce, srebrnym tuszem. Odcień jest trochę inny niż akrylowej farby użytej do malowania płótna, ale wzory oczywiście się w ten sposób zupełnie nie narzucają. A ich kształt nawiązuje do ramki na środku.

Używałam już takich ramek nie raz  – to jedna z części któregoś silniczka, powiedziałabym że z malaksera, bo jest trochę większa niż z wiertarki. Zaczęła lekko rdzewieć, więc oszlifowałam ją szlifierką, przy okazji dodając pięknie wyskrobany wzór, i polakierowałam żeby znowu nie rdzewiało za szybko (ale jak zardzewieje to też źle nie będzie wyglądało tak bardzo). I zaczęłam się zastanawiać, co do rameczki.

I nagle mnie olśniło: dlaczego zawsze ja się mam męczyć i wymyślać, co do rameczki, psiakostka! Niech sobie ktoś sam wsadzi co zechce! Wycięłam więc starannie z folii magnetycznej kształt ramki, folię nakleiłam na okładkę, a rameczkę przymocowałam na magnes. Dla naprzykładu na zdjęciach zatknęłam pod ramkę koniczynkę – ale oczywiście w rozsądnych granicach można tam wepchać rozmaite rzeczy.

Jaka jestem teraz zadowolona – naprawdę przyjemnie wpaść na taki pomysł. Pewnie jeszcze go powtórzę, a na razie proszę, oto prototyp:

To jest TO

Chyba każdy ma czasem takie uczucie, że zrobił coś Absolutnie Tak Jak Należy. Spogląda sobie na swoje dzieło i jest mu tak ciepło na duszy, i w ogóle.

No to właśnie tak mi się zrobiło, kiedy zobaczyłam ten notes w całej okazałości, jak już pięknie wszystko wyschło i się ubiło i tak dalej. Dumna jestem jak nie wiem co.

Bo to jest naprawdę barrrrdzo ładny notes i chociaż w tym oświetleniu wygląda jakby miał dwie malutkie nierówności grzbietu, to mogę zapewnić, że NIE MA. Wszystko zrobiłam tak jak trzeba, precyzyjnie i ładnie. Rrrrrrany jakie to jest miłe uczucie!

Nie jest duży – 2/3 A5, mój ulubiony format. Ma brzoskwiniowy papier 120 g, wyklejeczki z zielonego, czerpanego papieru z pięknymi  włóknami i zieloną zakładkę.

Okładka jest twarda, obciągnięta płótnem. Zagruntowałam je sama i pomalowałam akrylami, a na wierzchu jest wzór namalowany szelakowym tuszem oraz farbą akrylową, tą samą, której użyłam do płótna.

Kapitałki – skórkowe; bardzo takie lubię. Chociaż, po namyśle, lubię wszystkie kapitałki. Ale skórkowe też.

I razem tworzy to wszystko naprawdę ładną rzecz.

Ach, jak wspaniale.

 

Mrug, mrug

pawie oczko… Śliczny jest ten papier. Kupiłam go w zeszłym roku na Targach Książki. Opuściłam jak dotąd tylko jedne krakowskie Targi Książki – te pierwsze. Potem już nic mnie nie mogło skłonić do zignorowania ich, i czasami upoluję oprócz książek także piękne papiery.

Ten wystąpił już na tej stronie w kilku moich notesach – dwóch, trzech? Ale po raz pierwszy odgrywa podwójną rolę – wyklejki i obłożenia grzbietu.

Oprócz niego notes ma srebrną oprawę o wyraźnej fakturze, jak zmięty materiał. W środku jest jeden ze szpitalnych bloczków – w kratkę, z ręcznie dzierganą kapitałką w niebiesko-srebrnym kolorze, a zakładką jest niebieska, satynowa wstążeczka. W sumie daje to naprawdę przyjemny notes, w którym pewna miła Wiedźma z Warszawy może już wkrótce napisze sceny i notatki do swojej powieści, a ta powieść będzie naprawdę ciekawa (wiem to, bo czytałam fragmenty i omawiałam rzecz szeroko z Wiedźmą).

Nic nie powiem, tylko tyle, że będzie mi dziko przyjemnie, jeśli jakoś się przyczynię do zainspirowania owej miłej Wiedźmy! Niech się dobrze pisze!


Cytrynowy smok

– ach, no bo tak czułam, że ta zielona okładka dużego notesu z ostatnich już składek starego komputerowego papieru potrzebuje czegoś sympatycznego. Na przykład cytrynowego smoka, który zanurzył łapki w wyklejce albo grzbiecie i zostały mu srebrne.

Smok jest z fimo, podmalowany lakierem i tuszem, i mam dla niego wiele życzliwości. Oczywiście to typowe, że chciałam sympatycznie, więc mogłam zupełnie spokojnie zabrać się za dzierganie przerażającej, ziejącej ogniem bestii, bo i tak wiedziałam, że w moim wykonaniu będzie milusia i bezpieczna dla dzieci przedszkolnych. Do licha.

wp_20161020_11_26_26_pro

wp_20161020_11_26_37_pro-2

wp_20161020_11_26_49_pro-2

Jest większy w środku

– w każdym razie tak zwykle bywa z większością notesów, jak wynika z mojego doświadczenia 🙂

Wprawdzie od czasu postępującego efekciarstwa i spłycenia serialu nie jestem już tak na bieżąco, ale „Doctor Who” zawsze zostanie dla mnie czymś istotnym, nie da się ukryć. Cudowna mieszanina absurdu, błyskotliwości, kiczu i emocji, jaką poznałam dzięki Dziewiątemu i Dziesiątemu Doktorowi to estetyka jedyna w swoim rodzaju – i po prostu zawsze mi serce drgnie na widok niebieskiego światełka śrubokrętu sonicznego i rzężenia TARDIS.

I od czasu do czasu i na moich notesach wyląduje niebieska budka policyjna, bo czemu nie.

wp_20161012_15_05_21_pro

Niciane liście

Bardzo mi się spodobał efekt, jaki się uzyskuje odciskając wzór nici ze szpulki na miękkiej masie fimo. Jest delikatny, bardziej może przypomina pióra niż żyłkowanie liścia, chyba że coś w rodzaju miłorzębu – i wskutek tego liście z takim wzorem prezentują się raczej jako realizm magiczny, niż realizm.

Na szarym, gładkim tle takie coś srebrnego wygląda, moim zdaniem, dość bajkowo – a że o to właśnie chodziło, jestem zadowolona.

WP_20160712_17_07_08_Pro 1 (2)

Pożegnanie kanapy, albo pożytki z materiałów obiciowych

Mieliśmy kanapę. Mili odwiedzający tę stronę powinni ją znać, gdyż na jej szarym tle sfotografowałam niejeden notes 🙂 Kanapa odeszła w siną dal, ale! nie wszystka umarła. Materiał z obicia albowiem został przeze mnie starannie wyprany i poskładany, i obecnie całkiem dobrze służy mi do okładek. Ma dobrą grubość i neutralnie szary kolor, co pasuje do bardziej barokowych form fimowych ozdób. O, tak na przykład:

WP_20160629_010

WP_20160629_016

WP_20160629_017