Muszę przyznać, że kupiłam sobie koszulkę z nadrukiem, nawiązującym do ukraińskiej Wyspy Węży, ze słynnym cytatem zaadresowanym do rosyjskiego statku. Hehe. Tematyka węży jest w każdym razie dość aktualna w mojej głowie, więc nie zmartwiłam się wcale a wcale wyzwaniem: notes w wąże!
Myślałam początkowo o wycinaniu węży z różnych papierów, ale potem stwierdziłam, że tu się nie ma co rozmydlać: wąże muszą być wyraziste. Czarnym tuszem na jasnym papierze. Co do jasnego papieru, mam wciąż trochę tego prześlicznego, żółtego, no, może odrobinkę go nadużywam, ale w ogóle mi nie żal że tak jest. Rysunek tuszem wyszedł całkiem przyzwoicie – trochę stylizowane, ale jednak rozpoznawalne wąże wiją się na nim i pokazują łuski, jęzory i kły. Wydrukowałam ten rysunek i na okładkę, i na wyklejki. Na okładkę musiałam użyć dwóch osobnych kartek, odpowiednio dociętych, bo inaczej mi to jakoś tak brzydko wychodziło. Do tego grzbiet płócienny – z pięknego, morskiego koloru zrecyklingowanego płótna ze starej oprawy. I złota wstążeczka.
Wydrukowane obrazki oczywiście jeszcze ręcznie podlawowałam różnymi materiałami. Do tego zrobiłam jeszcze odpowiednią kartkę – niestety, nie mam jej na fotografii – i komplet był gotowy. Uważam, że naprawdę fajny! Jakoś tak mi te żółte ostatnio dobrze leżą, no nie wiem. A wąże bardzo się przyjemnie rysuje i na pewno jeszcze nieraz to zrobię.