Zawsze po zakończeniu roku szkolnego wpadam do pokojów moich synów i kategorycznie żądam, żeby zrobili porządek z zeszytami, podręcznikami, kserówkami i wszystkim, co przez cały rok szkolny utworzyło warstwy geologiczne w ich przestrzeniach pracy.
Żeby nie byli w tym osamotnieni, siadam sobie z nimi i co czynię? Bebeszę stare zeszyty mianowicie.
Takie, które można wykorzystać w następnym roku szkolnym, bo zużyte zostało tylko trochę, albo te zawierające ważne notatki oczywiście odkładamy. Ale już się gromadzą pojedyncze karteczki. A są takie zapisane w połowie… albo takie, w których sam środek jest jeszcze użyteczny (a to z powodu przedmiotów z małą ilością notatek, które za moją radą dziatki prowadzą po dwa przedmioty na jeden zeszyt).
W efekcie po takim sprzątaniu pozostaje mi zwykle przyjemny stosik kartek do wykorzystania. Co z nich zrobić? Też mi pytanie – notes oczywiście.
Ten jest klejony. Rzadko robię klejone notesy, zdecydowanie bardziej lubię szyć, ale te luźne kartki do szycia już się nie nadają – chyba że celuję w bardzo mały format, ale to nie tym razem. Okładkę zrobiłam twardą, wykorzystując tekturę z odzysku ze starej okładki i eksperymentalny papier, który zalewałam orzechowym tuszem własnej roboty. Papier jest nawoskowany i wypolerowany, więc ślicznie połyskuje. Grzbiet jest porządny, płócienny – płótno również z odzysku. Domalowałam na nim białym tuszem kilka deseni tak, żeby przedłużyć wzory na papierze.
Do tego wyklejka z papieru Pepin w chiński wzór – niebieskich chryzantem na białym tle.
I co, wcale nie wygląda na coś z resztek, prawda?