Drobiazgi i detale

Miniaturki mają w sobie coś takiego, że człowiek się pilnie stara, by nie były mniej starannie wykonane, niż przedmioty naturalnej wielkości. Jakby dodatkowe wyzwanie – zrobię to samo, ale igłą i czubkiem skalpela 🙂 – samo w sobie dodawało człowiekowi skrzydeł! Tym bardziej się ucieszyłam, gdy w rulonie papierów otrzymanych na wymianę znalazłam woreczek malutkich kwadracików pięknego papieru, w sam raz na miniaturki!

Na razie zrobiłam z niego dwie maleńkie książeczki-wisiorki. Jedną z nich mogę od razu zaprezentować, ale, hehe, drugiej nie, albowiem od razu ją zapakowałam na prezent dla mojej siostrzenicy, ucząc się przy okazji, jak się robi pudełko-klejnocik. Ponieważ minęła już okazja, dla której upominek został wykonany, pozwolę sobie zaprezentować zatem i książeczkę, i pudełeczko na takową.

Origami

Należy tu od razu powiedzieć, że lubię zestawienie granatowego z czerwonym. A oprócz tego, papier – z paczki od Nin – jest bardzo, bardzo piękny: w drobne kwiaty i żurawie origami, w żywych kolorach i z delikatnymi, złotymi detalami.

Z tego praktycznie nie dało się zrobić brzydkiego notesu. Trzeba było tylko trzymać się kolorystyki, nie spaprać wykończenia i właściwie to wszystko. On się sam robił. Bloczek był może w nieoczywistych kolorach, ale jak się tak przyjrzeć, wszystko się jak najbardziej zgadzało. Wyklejka – z pięknego, granatowego papieru, na którym złoty rysunek tak się ładnie odcina.

Może to też kwestia samego motywu origami – która to sztuka kojarzy się przede wszystkim ze starannym i uważnym składaniem, precyzją i harmonią – ale zrobiło się to wszystko takie:

Miniaturka z Totoro

Jedna z miniaturowych książeczek nadała mi się idealnie, żeby wykorzystać arkusik (no, kawałek arkusika) pięknego papieru origami, jaki kiedyś dostałam. Był za mały na oprawianie notesu w normalnej wielkości, ale do miniaturki nadaje się idealnie.

Jestem wielką miłośniczką Totoro – tej niewzruszonej, mocnej pogody wobec ludzkich dramatów. W ogóle, mimo zdecydowanego braku entuzjazmu dla mangowego stylu, wielbię filmy Miyazakiego dla studia Ghibli za ich mądrość i głębię, i tę pewną, jakby to określić – czystość.

Jak więc miałabym się nie cieszyć z możliwości oprawienia czegoś w papier z Totoro? Choćby takiej miniaturki właśnie.