Surowy, ale z frywolnym wnętrzem

Znamy takie typy, znamy! (Z paroma jestem nawet bardzo blisko). Notes też taki zrobiłam.

Znowu sięgnęłam do stosiku mojego klajstrowego papieru. Bardzo mi się on podoba, zwłaszcza w wersji ciemnej, bo np. żółty wyszedł jednak dość jaskrawo i muszę go tonować spokojniejszymi zestawami. Do tego notesu wybrałam jednak fioletowy, drapany w podobne do wikliny prążki. Do tego okleina – biała, płóciennopodobna, już jej użyłam raz i użyję wiele szczęśliwych razy 🙂

Okładka – ze starannie wyklejonymi narożnikami – wyszła właśnie dość surowa (co nie znaczy, że nieładna – naprawdę, ten papier jest bardzo udany!). Zatem na wyklejkę było potrzebne coś… coś figlarnego? Coś weselszego? Coś niepoważnego na pewno.

Przejrzałam swoje papiery i wyszło mi, że najlepiej byłoby wziąć różowy, z batikowym wzorem (Pepin, wzory indyjskie).

I ten notes to jest taki, który zachowuje należytą powagę, ale, no, pod wąsem to się chichra.

Mały żółty

Kolejny z notesów z wykorzystaniem recyklingowanego płótna introligatorskiego. Bardzo mi się ten oliwkowy kolor podoba, jest prawie złoty w określonym świetle, i przetarta faktura jest też szalenie dekoracyjna.

A do tego papier. Dostałam go już dawno od Właścicielki jednego z notesów, wraz z kilkoma innymi pięknymi arkuszami i arkusikami z azjatyckimi wzorami, i tak on leżał, bo co chwila na niego zerkałam a potem mi żal było.

Ale ostatnio się zrobiłam odrobinę bardziej bezwzględna i przyszedł też kres zerkaniu, a papier został wykorzystany do tego oto notesu:

Pudełko z przypadku

Strasznie lubię pudełka, od dzieciństwa zresztą, i od dawna uważam, że robię ich zbyt mało. A to bardzo wdzięczny temat jest. Dlatego się cieszę, że ostatnio jakby ich więcej, i pora je trochę też zaprezentować.

W trakcie pracy nad jednym takim bardzo poważnym pudełkiem (będzie o nim osobny wpis) źle sobie wymierzyłam rozmiar i jeden segment zrobił mi się o dosłownie milimetr za ciasny. Nie wpadajmy jednak w rozpacz, rzekłam sobie. Dorobiłam mu ściankę, dorobiłam wieczko i zrobiło się nieduże, lecz bardzo sympatyczne pudełko. Pasuje do notesu, pasuje i do różnych drobiazgów, a jest caluteńkie złote, obłożone w tapety i okładziny od Cioci (mówiłam już, że mam niesłychane szczęście z Ciociami?) oraz używany już przeze mnie piękny papier Indian Yellow.

Przydał się tutaj także jeden z moich wiernych pomocników w warsztacie – kostka marmuru, pozostała po poprzednich właścicielach domu z instalacji kominka (niestety, kominek mamy częściowo w marmurze). Kostka marmuru jest absolutnym hitem – obciążnik, podstawka pod rozgrzaną kolbę czy pistolet klejowy, kąt w trzech wymiarach, oparcie – wspaniała sprawa, kostka marmuru, a brzmi lepiej niż cegła, która mogłaby spełniać dokładnie te same funkcje 🙂

W każdym razie powstało pudełko, które od razu zdobyło sobie moją sympatię i które wydam między ludzi dopiero jak mi się znudzi patrzenie na te złotości, co może nie nastąpić zbyt szybko.

Całkowita zmiana

Zrobiłam kiedyś notes w kratkę. Na moje ówczesne możliwości wcale nie był zły, ale teraz mnie drażnił przeokropnie, jak tylko widziałam jego grubaśne wykończenie grzbietu i inne tam toporne szczegóły.

O, to ten był.

Wczoraj straciłam więc do niego całkowicie cierpliwość i, bardzo katartycznie, podarłam go na kawałki.

Oczywiście takie, które następnie mogłabym na nowo wykorzystać.

Miał bardzo ładny bloczek, ale przycięłam go po parę milimetrów z każdej strony, bo umiem teraz ładniej. Miał całkiem okej tekturki i inne flaki. Wyklejki wycięłam, płótno zdarłam, złapałam za inne stare płótno zdarte z innej oprawy i dwa kawałki pięknego papieru, wyklejkę tym razem zrobiłam ze sztywnego papieru koloru toffi…

Potem parę godzin w prasie…

A potem chwyciłam się jeszcze za kolbę i ozdobiłam oprawę cieniutkimi, złotymi kreseczkami.

Czy w nowej szacie nie jest o wiele ładniejszy?… Czy się nie nauczyłam niemało, a poza tym, czy nie widać po nim, że mam już z powrotem całkiem sprawne ręce? Jak dla mnie, same powody do zadowolenia.

Oliwkowy, nieduży

Można powiedzieć, że ten notes to jest notes będący świadectwem rozgryzienia pewnego problemu. Miałam, no, właściwie mam, okładzinę, której spory rulon dostałam od Znajomego Profesjonalisty. Papierową, i jest to niemalże zabytek 🙂 – pochodzi ze zlikwidowanej drukarni. Ilekroć nią coś obkładałam, to ona mi się marszczyła albo robiła różne dowcipy, zmuszając mnie do poprawek i działań ratunkowych.

Ale ja ją rozgryzłam. Otóż ona nie lubi ani kleju, ani mojego klajstru. Ona lubi wyłącznie mój klej do tapet. Na kleju do tapet nic się nawet nie próbuje psuć, tylko pięknie przylega i siedzi gdzie miało siedzieć. Oczywiście, oznacza to, że musiałam jeszcze wzmocnić trochę grzbiet, na wypadek gdyby chciał się jakoś niesłusznie zachowywać, ale w końcu jest z tego przyjemny notesik – okładkę ozdobiłam dodatkowo paskami tego samego papieru, z którego są wyklejki, oraz cieniutkimi, tłoczonymi paseczkami. Jest ładny i poręczny, no i ten piękny, oliwkowy kolor!

Próby złote, różne

A ten notes to wyszedł z trzech różnych eksperymentów! Pierwszym eksperymentem był papier, którego użyłam do zszycia bloku – są to naprzemiennie składane kartki białe i kolorowe (no, białe i czarne albo białe i szare), w sześciu składkach z różnymi układami.

Drugim eksperymentem było to, że postanowiłam wreszcie uczciwie się zabrać za to kolorowanie brzegów. Omijając ułatwienia, zawzięłam się i obejrzałam trochę wiarygodnych materiałów na temat barwienia krawędzi kartek na różne sposoby (cicho sza, ale zamarzyły mi się od tego także takie marmurkowe!…). Pomijając na razie pokrywanie płatkami metali, czyli to, jak się to powinno naprawdę robić, znalazłam najlepszy instruktaż i po kilku wstępnych podejściach zrobiłam delikatną, złotawą warstewkę na prążkowanym (z powodu tych kolorowych kartek) bloku notesu. Uważam, że wyszło naprawdę ładnie, nic się nie rozlało, nic nie upaprało i jestem straszliwie dumna.

Trzeci eksperyment, też złoty, polegał na ozdabianiu złotymi (różnymi) farbami i tuszami papieru w kolorze ciemnoszarym, a ponieważ bardzo mi się spodobało, jak to wyszło (tu w wersji z akrylami nakładanymi opuszkami palców), użyłam tego papieru do wyklejek ORAZ do okładki.

Notes jest niewielki, ale po pierwsze cały lśni, a po drugie – jest jednym wielkim zapisem drobnych, lecz przyjemnych sukcesów w nauce. Czy to nie jest miłe? (Furria jest chyba zdania, że raczej irytujące z mojej strony 🙂 )

Drapanie papieru

To nie mój kot, to ja!

Zrobiłam sobie porcję papieru klajstrowego w trzech kolorach – takich, jakich mi w repertuarze najbardziej brakuje, żółtym, różowym i fioletowym. Zapoznałam się z rozmaitymi instrukcjami, w tym ze znakomitego kanału DAS Bookbinding, przygotowałam starannie stanowisko pracy (suszenie – w ogródku, bo dzień był piękny) i zabrałam się do dzieła.

Jaka to jest sympatyczna technika! Prosta jak parasol, a efekty są czarujące. Tym bardziej, że można dosłownie chwycić za cokolwiek, co pod ręką – plastikowy widelec, patyczek do lodów, zmiętą torebkę po chlebie, korek – i ciaprać, ciaprać!

Procedura jest prosta: przygotowujemy klajster (jeszcze muszę poeksperymentować z różnymi skrobiami), mieszamy z nim farbę – ja użyłam akrylowej, zwilżamy papier, malujemy farbowo-klajstrowym glutem, a następnie drapiemy, gładzimy i ogólnie się wyżywamy. Jak nie wyjdzie, można (póki nie wyschnie) szybko wygładzić i zrobić na nowo. Ale trzeba naprawdę się postarać, żeby nie wyszło. Oczywiście, to tak w skrócie, ale naprawdę nie ma tego dużo więcej. A papiery są naprawdę śliczne! Mnie najbardziej podobają się chyba te w prążki, wykonane tajemniczymi szczypcami, do których nikt się nie przyznaje, ale które zostawiła u nas chyba jednak firma cateringowa kilka lat temu, po komunii Kuby, na którą zamawialiśmy do domu obiad. Szczypce są ząbkowane i wzór robił się przepiękny. Ale wklejam zdjęcia, żeby można było ocenić samemu.

Odruchowo bym powiedziała, że notesik jest HOŻY.

No bo tak. W środku jest taki krzepki blok kartek w jasnopopielatym kolorze. Są wyszlifowane dremelkiem na równo, ale kiziato, to znaczy dość grubym papierem ściernym 🙂 Następnie wyklejki i grzbiet – z mięciutkiej, czerwonej okładziny, jak skórkowe buciki, czerwone, do tańca, albo coś takiego. Potem okładka, w papierze – białym, w bukiety kwiatów, niby indyjski wzór, ale nieoczekiwanie wyszedł jakoś tak w stylu Krakowiacy i Górale.

I jeszcze wstążki!

Nie dość, że zakładki (czerwone) są dwie, to jeszcze mi było mało i wkleiłam dodatkowe dwie, do wiązania na kokardkę.

Efekt jest taki, że notes zaraz powinien zapiszczeć „Iiiiiiiiiiii!”, zatupać i odtańczyć taniec ludowy. Z przeproszeniem.

Naprawdę to wszystko wyszło zupełnym przypadkiem. Słowo.

W bonusie – też bardzo hoża czarna Furria, współpracująca dzisiaj ze mną pilnie przy wszelkich pracach polowych:

Podążaj za gwiazdą

Notesy z czarnymi kartkami zawsze obserwuję bardzo pilnie, ponieważ wybierają je sobie różne typy oryginałów – a to poeci, a to Mistrzowie Gry – i miło sobie wyobrażać, co – i czym – będą w nich pisali. Albo rysowali. A że oryginałom, jak nikomu, potrzebna jest jakaś mapa niewyrażonych sfer, to ten notes zrobiłam właśnie taki.

Ma, jako się rzekło, czarne kartki, a wyklejkę z arabeską, która kojarzy mi się z labiryntami i zawiłymi myślami. Oprawa obłożona jest ciemnozielonym papierem i pomalowana złotą farbą, cienkimi pędzelkami.

Niestety, trochę sama sobie pewnie przekłuję balonik, wyznając, że wyszło jak wyszło, ponieważ planowałam rysunek wykonać olejowym markerem, ale marker się tak trochę popsuł, i chciałam go przepchnąć szpilorkiem, i farba mi się wylała na talerzyk, i musiałam ją potraktować pędzelkami i pomalować jeszcze jeden notes, o czym jutro 🙂

Niemniej jednak, notes prezentuje się, moim zdaniem, elegancko.

Ups! czyli o nieoczekiwanych zwrotach akcji

Docięłam sobie okleinę płócienną, bardzo ładną – dużo jej ostatnio używam – w ślicznym kolorze ciemnozielonym. I już miałam przyklejać okładkę, kiedy nagle zauważyłam, że Wszystko Mi Się Pomyliło: okleina zamiast mieć zapas na założenie za krawędź, nagle wylądowała jakoś tak, że do krawędzi zabrakło mi kilku centymetrów. A tu już reszta przyklejona, wciórności.

Ale naraz przyszło mi do głowy, że przecież wyklejka jest z bardzo ładnego papieru w zielony wzór – może by tak pomogła mi ta wyklejka? Jak zwykle, zostało mi jej właśnie kilka centymetrów. I w ten sposób powstał notes poniżej – ozdobiłam go złoceniem z drzwiczkami do hobbiciej nory, motyw, który bardzo lubię i który w różnych odmianach często stosuję.

I dobrze to wygląda z tym paskiem, i jeszcze bladozielonym papierem w środku, i jakbym się nie przyznała tu i teraz, to nikomu by do głowy nie wpadło, że sobie pomyliłam wszystko przy klejeniu.