Zrobiłam kiedyś notes w kratkę. Na moje ówczesne możliwości wcale nie był zły, ale teraz mnie drażnił przeokropnie, jak tylko widziałam jego grubaśne wykończenie grzbietu i inne tam toporne szczegóły.
Wczoraj straciłam więc do niego całkowicie cierpliwość i, bardzo katartycznie, podarłam go na kawałki.
Oczywiście takie, które następnie mogłabym na nowo wykorzystać.
Miał bardzo ładny bloczek, ale przycięłam go po parę milimetrów z każdej strony, bo umiem teraz ładniej. Miał całkiem okej tekturki i inne flaki. Wyklejki wycięłam, płótno zdarłam, złapałam za inne stare płótno zdarte z innej oprawy i dwa kawałki pięknego papieru, wyklejkę tym razem zrobiłam ze sztywnego papieru koloru toffi…
Potem parę godzin w prasie…
A potem chwyciłam się jeszcze za kolbę i ozdobiłam oprawę cieniutkimi, złotymi kreseczkami.
Czy w nowej szacie nie jest o wiele ładniejszy?… Czy się nie nauczyłam niemało, a poza tym, czy nie widać po nim, że mam już z powrotem całkiem sprawne ręce? Jak dla mnie, same powody do zadowolenia.