Z przyjemnością informuję, że wybrałam się dzisiaj do sympatycznego sklepu „Absurdalia” na ulicy Grodzkiej 42 w Krakowie i pozostawiłam tam na sprzedaż kilka swoich rzeczy – kto wie, może się z kimś tam zaprzyjaźnią?
Mam nadzieję, że takich wypraw z torebką wypchaną notesami czeka mnie jak najwięcej 🙂
Wprawdzie rzecz nie dotyczy rzeczy jako takich, tylko rysunku, jaki zrobiłam moimi nowymi markerami, niemniej jednak pomyślałam, że się pochwalę.
Fanowski gwiezdnowojenny serwis The Wookie Gunner wybrał na fanart tygodnia mój portrecik bohatera Star Wars: Rebels, Ezry Bridgera, z raczej przerażoną miną :).
Bardzo mi się zrobiło przyjemnie. Rysowanie fanartów to dla mnie jedna z większych radości, zważywszy zaś, że to dla mnie rzecz całkowicie amatorska, docenienie przez współfanów to najmilsza możliwa nagroda.
W gry gram, ale raczej typu Banished. Niemniej jednak dostałam interesujące zlecenie – figurkę lub magnes z postacią Sarah Kerrigan ze Starcrafta. Matko jedyna, pomyślałam sobie nabożnie, zobaczywszy ją na okazanej ilustracji, żeby to oddać odpowiednio szczegółowo, to chyba by trzeba jednak zrobić coś większego…
Coś większego to byłoby jednak za dużo na magnes, więc zabrałam się za miniaturyzację. No i musiałam ją raczej umieścić na płaskim tle – inaczej mogłabym nie móc umocować odpowiednio skrzydeł (och, te skrzydła) i ewentualnie magnesu. Jak widać ze wstępnego etapu, jest malutka jak zapalniczka – a największa rozpiętość skrzydeł to 12 cm.
Skrzydła to była osobna zabawa – najpierw zrobiłam konstrukcję z drutu kwiaciarskiego, potem zmarmurkowaną mieszanką masy powolutku je oblepiałam i próbowałam jakoś oddać tę charakterystyczną, nieco nierówną budowę segmentów. Następnym razem będę się zdecydowanie mniej tego obawiała, bo chyba mogłabym jednak zrobić to trochę cieńsze – ale i tak myślę, że wyszły dobrze. Oto kolejny etap:
No i wreszcie podmalowałam akrylami i polakierowałam. Na życzenie Zleceniodawcy namalowałam potem również i podstawowe szczegóły twarzy, ale tutaj ją pokażę w takiej formie, jaka wydaje mi się chyba bardziej moja (chociaż mój mąż twierdzi, że bez tych wszystkich oczu ona wygląda jak Voldemort 🙂 ).
Bardzo to była ciekawa praca, chociaż też czasochłonna ogromnie. Uważam, że całkiem nieźle poszło, jak na tyle nowych technik, które sobie musiałam obmyślić.
Mam nadzieję, że magnesik sprawi właścicielowi tyleż frajdy, ile już sprawił mnie.
Trochę kwiatów tym razem – rozmaitych, różnymi sposobami. Bardzo przyjemnie robi się te pojedyncze płatki – i potem je składa w kwiatki. Musiałam dopracować technikę mocowania drucików, ale wydaje mi się, że efekt jest zadowalający – wszystko się pięknie trzyma i bez celowej przemocy się nie rozpadnie.
Mam aż za dużo pomysłów, co z tym wszystkim zrobić! Ogromnie przyjemne zajęcie.
Obejrzenie nowych Gwiezdnych Wojen skończyło się dla mnie bardzo stereotypowo, jeśli wierzyć internetowi – uwielbieniem dla BB8. Wyczytałam, że zaprojektowano go specjalnie tak, żeby był uroczy – jeśli tak, to z sukcesem. Jest uroczy. Jest absolutnie uroczy, a protagoniści bardzo przyjemnie go traktują.
Oczywiście więc zabrałam się za BB8. Okazał się nieco trudniejszy, niż mi się zdawało, i pierwsze cztery zabrały mi całe wieki, ale wydaje mi się, że w drugiej partii znalazłam na niego sposób! Tak mi to wyszło:
Dzisiaj nie pięć, lecz wręcz osiem etykiet – wszystkie kolorowane w tenże sam barbarzyński sposób, co wczorajsze. Ale prezentują się całkiem sympatycznie, w sam raz na upominki.
Zrobiłam dziś dwie etykietki na butelki z nalewkami – przed sobą mam jeszcze pięć. Obrazeczki są rysowane cienkopisami i kolorowane akwarelą, czyli całkowicie barbarzyńskie podejście do przyzwoitych technik, ale wydaje mi się, że wyszły sympatycznie.