Rybek wielkie mnóstwo

I znowu przerabiałam stary notes. Problem z nim był taki, że barwienie brzegów okazało się dla akurat tego notesu Zupełnie Nieodpowiednie, więc wyprułam go z okładki, przycięłam i oprawiłam na nowo.

Tym razem wykorzystałam jako wyklejkę mój własny papier klajstrowy w rybki, a na okładkę – papier Pepin, także w rybki (i koralowce). Żeby nie było tak z zakładkami i z zakładkami, dla odmiany zrobiłam wersję wiązaną na wstążeczki (bardzo to lubię). Z dodatkiem grzbietu (kawałeczek tapety z łowów w markecie budowlanym) w piękny wzór zrobił się z tego przyjemny, morski notes, jak tęsknota za latem normalnie.

Ryba z wąsami

Jeszcze jeden ze złoconych notesów. Chyba muszę zrobić parę zdobionych inaczej, żeby mi – ale przede wszystkim Czytelnikom – nie zaczęło się ziewać… Ale na razie jeszcze ten jeden.

Oprawiony znowuż w to ciemnoniebieskie płótno i wyzłocony w rybeczkę, notes poniekąd towarzyszy pasji mojego starszego syna do klimatów japońskich. Bardzo mi się podobają wąsate smoki i wąsate karpie w deseniach japońskich i stwierdziłam, że też chcę karpia.

Oczywiście zawsze człowieka ukarze entuzjazm, bo potem musiałam robić te wszystkie łuski i zawijaski, ale za to wyszło ładnie. Wyklejka jest z pięknej, prążkowanej papierowej tapety, papier jest sztywny i kremowy, a wszystko dodatkowo z metalowymi narożnikami.

Co ci powie ryba

Mam nadzieję, że nic.

W każdym razie nie te. Bo przyznam, że bałabym się odrobinę, gdyby one się miały jeszcze do mnie odzywać.

Zrobiłam ryby, dwie. Z gatunku Psychrolutes marcidus . Znane szerzej pod swoją angielską nazwą – blobfish. Dla młodego miłośnika ryb. Z Fimo. Wciąż nie do końca mogę się z tego faktu otrząsnąć, ponieważ dążyłam do jak najwierniejszego odwzorowania tych stworzeń, a są one, no… niezwykłe.

WP_20160528_12_32_50_Pro

WP_20160528_12_33_07_Pro

WP_20160528_12_34_02_Pro

Na kulce ze zgniecionej folii aluminiowej uformowałam ciała z Fimo w cielistym kolorze i tyle przerażających szczegółów ile zdołałam. Następnie pomalowałam wszelkie zakamarki starannie dobraną brązową i różową farbką. A potem, co stanowiło jakieś 90% czasu pracy, poszły cztery (miejscami pięć) warstwy lakieru. Który niestety i tak się niezupełnie sprawdził, bo doszły mnie słuchy, że w upale się zaczął nieco kleić, co naprawdę złamało mi serce. Niemniej jednak to właśnie lakier zapewnia rybkom pożądany śluzowaty, oślizgły wygląd. Przyznam, że z tego malowania naprawdę jestem zadowolona – wyszło całkiem realistycznie.

Miłośnik rybek doniósł, że są okej, a to dla mnie zdecydowanie najważniejsze.