Zielony z czerwoną podszewką

Idąc za ciosem Zestawów Kolorystycznych, Których W Dzieciństwie Nauczyłam Się Unikać, oto notesik zielony, ale z akcentami czerwonymi. Fantastycznie to pasuje, prawda? tak lekko szokująco.

Wyklejka ma wzór z rysowanych dzwonków – w wersji czerwonej wygląda zupeeeełnie inaczej, niż w chłodnych i morskich kolorach. Okładka – to papier klajstrowy z najnowszej porcji, błyszczący i połyskujący brokatem, i grzbiet z okleiny z odzysku. Składki białego papieru przełożone są zielonymi kartkami, a zakładka to czerwona wstążeczka!

Wszystko razem tworzy taki troszeczkę jarmarczny efekt – czerwone korale, zielona spódnica – ale myślę, że wyciągnęłam z niego wszystko, co najlepsze. Notes fajnie leży w ręku – to taki lekko skrócony format A6 – i skoro wytrzymał zielone z czerwonym, to zakładam, że wytrzyma już wszystko.

Żółwiki

Ten papier, gdyby mógł mówić, bardzo surowo mówiłby, że nadaje się wyłącznie na to, by zrobić z niego album na zdjęcia. Piękny, szarozielony, z perłowym połyskiem, grubiutki i elegancko wytłoczony, leżał tak i subtelnie dawał do zrozumienia, że pora na coś szczególnego.

W końcu nadszedł jego moment: mając w perspektywie wykonanie albumu na pewien ślub (wystąpi tu pewnie niedługo), chciałam najpierw sprawdzić szycie, które planowałam zastosować, i zrobiłam najpierw album tak, o. Z owego zielonego papieru, bo na ślubny kolorystyka miała być zgoła inna – złota, karmelowa, kremowa.

I jakoś tak idealnie mi do zielonych kartonów przypasował papier Pepin z zeszytu japońskich deseni – w żółwie, pływające leniwie po falujących liniach. Po chwili namysłu rozejrzałam się również w embarras de richesse oklein i tapet, jakie niedawno spadły na mój zachwycony warsztat od Cioci (nieustająco dziękuję!). O tak, były tam różne przepiękne faktury i desenie, i tylko je trzeba było zestawić.

Jak z powyższego widać, była to praca nad wyraz przyjemna i pełna samych miłych niespodzianek i ciekawych koncepcji. Nic dziwnego, że wyszedł z tego naprawdę fajny album – o spójnej kolorystyce i śmiałych wzorach. Można go sobie sprawić o, tutaj, na Decobazaar.

Różowy z czerwonym

Z kolorem różowym jest straszne zamieszanie, kulturowo i społecznie, prawda? Co więcej, jest z nim też mnóstwo zamieszania w sensie estetycznym.

Jedna z drobnych a niepotrzebnych rzeczy, które w dzieciństwie sobie zakodowałam, to zasada, żeby różowego nie łączyć z czerwonym (i zielonego z czerwonym, i czegoś tam jeszcze). Całe szczęście, po dojściu do pewnego wieku, człowiek zaczyna przejmować się takimi rzeczami znacznie mniej, a i mody estetyczne są przez ten czas przeróżne, i oto znajdujecie mnie obecnie mającą wiele sympatii dla połączenia różowego z czerwieniami, i to wcale nie tylko malinowymi. Szczególnie w kojącym towarzystwie szarości.

Ten notes ma cztery kolory kartek: białe, czerwone, różowe i popielate. Okładka jest ogólnie raczej w tonacjach zawierających różne róże, ale za to kapitałki i wstążeczki, na jakie się notes wiąże, są czerrrrrrrrrrrrrwone. I nie wiem, jak komu, ale mnie się to ogromnie podoba.

Wyklejki są intensywnie różowe i mają wzór z moim rysuneczkiem – liściastymi gałązkami.

Opcjonalna karteczka

Napisała do mnie jedna z moich fantastycznych koleżanek z pytaniem, czy zrobię dla niej kartkę na chrzest dla jednego z bliźniaków. Ale. Nie wiadomo jeszcze, którego! No co za historia 🙂

Biorąc pod uwagę, że do karteczki miał być dołączony prezent, kwestia oznaczenia kartki była jednak dość istotna – ale znalazłam rozwiązanie. Wymyśliłam projekt, poniekąd, niebiański – w bielach i błękitach, myślę, że stosownie, i jedną z chmurek zaplanowałam jako miejsce na imię. Imiona – obydwa – napisałam na samoprzylepnym papierze, w dwóch wersjach do wyboru. I tu kolejny raz przyjemność z kaligrafii – użyłam, powiedzmy, copperplate’a oraz zrobiłam wycieczkę w stronę modern calligraphy, a wszystko to pisakami do kaligrafii w odpowiednio niebieskich kolorach).

W środku znalazła się karteczka do napisania części literackiej – z doświadczenia wiem, że lepiej zrobić osobną, do wklejenia na dwustronnej taśmie, a jeszcze lepiej – z drugą zapasową. Oprócz tego zrobiłam i kopertkę na prezent, nawiązującą do tematu chmurek, i wszystko gotowe!

Zdjęcia zrobiłam, niestety, zanim dodatkowo ozdobiłam jeszcze kartkę srebrnym i białym tuszem, ale myślę, że nawet taka jest ładna, a jej urocza historyjka nadal wywołuje u mnie szeroki uśmiech!

Papiery z połyskiem

Pięknie mi wyschły papiery klajstrowe przez weekend – najpierw na słońcu, potem w prasie. Czułam się przy nich zdecydowanie frywolnie, i stąd dodatek złotego brokatu, a gdzieniegdzie też i farby o miedzianym połysku.

Ograniczyłam się tym razem tylko do parunastu kartek, a chodziło przede wszystkim o uzupełnienie dekoracyjnych papierów w kolorach zielonym i brązowym. Tak z leśna, prawda? I nawet niespecjalnie cudowałam z narzędziami wykorzystywanymi do zdobienia – ot, grzebyk, patyk i czubek palca. Ale efekty są przyjemne dla oka i można już będzie zaraz użyć tych papierów do czegoś mile wakacyjnego.

Karteczki

Nie spodziewałam się, że tak niedługo po kartce z sową pojawi się nowa okazja, żeby zrobić coś nowego w tej dziedzinie! Ale tak się właśnie stało i jedną przesyłką poszły trzy takie kartki.

Robi się je przyjemnie, można wykorzystywać najprzeróżniejsze techniki i materiały – nawet te mniejsze kawałki, które zostają z pięknych papierów – a przy tym można się jeszcze zupełnie rozkręcić, jeśli chodzi o style i pomysły, no bo przecież o to chodzi, żeby były jak najbardziej indywidualne. Ubocznym efektem tej swobody jest wprawdzie fakt, że żadna z nich nie nadaje się do gotowej koperty, ale co się będziemy ograniczać – trzeba też zrobić specjalne koperty, a to też jest interesujące.

Jedna miała być z dinozaurem, więc namalowałam i wycięłam takowego, wkleiwszy go między krzewy pomalowane również i ozdobione błyszczącym tuszem. Brzegi kartki oraz koperty ozdobiłam taśmą washi, kupioną w miłej, lokalnej księgarence (naprawdę mam nadzieję, że jeszcze tam jest).

Druga miała być rybiasta, żeby pasowała do notesu wędkarskiego (tak, tego sprzed paru wpisów 🙂 ). No to nie dość, że ma rybiasty papier na wierzchu, to jeszcze zawiera rybę w środku!

Trzecia jest za to napisana w dwóch językach po to, żeby na pewno Wszyscy wiedzieli, jak bardzo dobrze radzi sobie z bałaganem Adresatka Kartki 🙂 Tu też poszła w ruch taśma washi – taka z literkami – oraz nożyczki z ozdobnym ostrzem, które wyrzucił z szuflady mój młodszy syn, kiedy tylko upewnił się, że nie będzie miał już więcej lekcji plastyki.

Notes przewiązany

Najprzyjemniej jest chyba robić notesy, kiedy człowiek ma dużo możliwości zestawiania faktur, tekstur, materiałów i detali i wszystko się tak układa jak powinno, ząbek za ząbek. Dzięki mojej Cioci, właśnie takie możliwości sobie znacząco poszerzyłam, i poniższy notes jest właśnie tak zestawiony z różnych elementów.

Papier w środku ma biały i eko, co już samo w sobie sugeruje pewną eklektyczność 🙂 Więc się nie ograniczałam! Wyklejki są błyszczące, z kafelkowym wzorem. Grzbiet – z wyraźną, trochę korkową jakby fakturą. A reszta okładki – w papierze Pepin z chińskiego zeszytu, pięknego, złotobrązowego w jasne chryzantemy. Nie byłabym jednak sobą, jakbym nie próbowała jeszcze czegoś pokombinować. Rozplanowałam więc jeszcze po wierzchu proste i ukośne wstążeczki – takie same, jak zakładki zresztą – i przykleiłam je pilnie. Zaraz notes nabrał charakteru.

Ponieważ papier eko, jak również tektura beermat, z której skleiłam okładki (warstwowo), są dosyć lekkie, to całość też jest zaskakująco lekka. To naprawdę fajny notes, który aż się prosi ułożyć obok imbryczka z dobrą herbatą, popijać i pisać, pisać i popijać.

Notes na bezdroża

I jeszcze jeden notes w „biurkowym” formacie, chociaż zupełnie nie na biurkowy temat! Oho, ten jest ciekawy, zobaczcie.

Miał być on prezentem dla kogoś, komu ewidentnie dusza się lubi wyrywać na różne szlaki, z wędką pod pachą. Zamówione zostały w każdym razie nawiązania do podróży (nawet podpis, „Dziennik Podróży” ) i łowienia ryb 🙂 No i mapa na wyklejce, i żeby była z trasą wędrówki.

Rany, jak ja się naszukałam czegoś stosownego z tymi mapami! Już nawet w desperacji rozważałam dramatyczne zakupy online, ale w końcu poszłam po rozum do głowy i powiedziałam sobie: przyjaciółko, rączki masz? akwarelki masz? no to malujemy. I namalowałam różne przedziwne plany z zaznaczonymi dróżkami, a jakże.

Na okładkę (grzbiet: płócienny, reszta: w okleinie) poszedł plecaczek z przypiętymi wędkami, narysowany złotą folią na gorąco, a na grzbiet – ów napis, dziennik podróży. Do tego – zakładki niebieściutkie.

Tak się to przedstawia gotowe:

Osty do wyboru

Na skutek spiętrzonych doprawdy okoliczności tak się jakoś złożyło, że obchodząc jedno z licznych wiosennych świąt mojego Ojca ofiarowałam mu nie jeden obrazek akwarelowy, lecz trzy na ten sam temat, do wyboru.

Tematem tym były osty.

Oset jest częścią naszego stałego, prywatnego żartu i w ogóle już między nami obrósł w znaczenia, więc nie powinno dziwić, że padła idea namalowania właśnie tego, a nie innego kwiatu.

Będąc sobą, Ojciec mój oczywiście wybrał najmniejszy i najbardziej niepozorny z trzech obrazków ostowych. Dwa pozostałe mi zwrócił i dlatego każdy teraz może je sobie nabyć na Decobazaar, o tu i tu.

Oczywiście nie byłoby tych obrazeczków, gdyby nie sam Tato, który jest też fundatorem obu moich cudownych zestawów akwareli.

Notes otwarty na cały świat

Skutkiem wykonania „biurowej serii” było zapotrzebowanie na notes w tym samym formacie, ale nieco inny, bo też do inaczej uporządkowanej pracy przeznaczony. Skojarzenie? Cały, otwarty, wielki świat!

Miał mieć zakładki kolorowe, i przekładki, a poza tym – wyklejkę z mapą. Później wysunęła swój ciekawski łebek i kaligrafia – na przekładkach wylądowały podpisy 🙂

Jako że moje emocjonalno-kolorystyczne skojarzenie w sprawach międzynarodowych dalekie jest od chłodnych błękitów, bliskie zaś ciepłym barwom i serdecznym relacjom, wybrałam taki właśnie zestaw kolorów dla tego notesu: ciepłe, radosne i entuzjastyczne, czerwienie, pomarańcze, ciepłe brązy i jako akcent – ukochany żółty Keaykolour – Indian Yellow. Do tego, oczywiście, stosowne wstążeczki.

Zszycie notesu z przekładkami i kaligrafowanie na tych przekładkach to jedno, ale największe wyzwanie stanowiły mapy 🙂 Znalazłam stosowne mapy konturowe, trochę je obrobiłam i wydrukowałam, ale wymagało to zastosowania zupełnie innego systemu wyklejek, niż ten, który normalnie stosuję (przyznaję, najprostszy). To było coś! Bardzo się doedukowałam w sprawie wyklejek, ćwicząc kolejne metody ich wykonania (nieoceniony Darryn Schneider z DAS Bookbinding znowu był bardzo pomocny). Na koniec gotowe wyklejki ręcznie podmalowałam akwarelą.

Okładka natomiast była czystą przyjemnością – miała być wytrzymała, ale też i mieć na sobie jakąś ilustrację kuli ziemskiej. Pozwoliłam sobie poprzestać na globusie – złocisto-miedziany obrazek globusa bardzo mi pasował do ładnej i odpornej, jedwabistej okleiny skóropodobnej. Lekkości oprawie dodały wstawione blisko grzbietu wąziutkie paski pomarańczowego papieru, nawiązujące do tego, co w środku.

Ha! Brzmi to wszystko bardzo poważnie, ale prawdą jest, że powstał naprawdę ładny, solidny i mam nadzieję funkcjonalny notes biurkowy – grubiutki i optymistyczny.