Chiński smok

Zawsze bardzo podobały mi się smoki w wydaniu azjatyckim. Bardzo! Zwłaszcza wąsy, ale w ogóle wszystko jest w nich świetne: piękne tekstury i formy, mądry wyraz pysków. Ogromnie są urodziwe. Tym bardziej mnie ucieszyło, kiedy nadarzyła się okazja zrobienia kalendarza z jednym z tych niezwykłych stworzeń.

Kalendarz jest zszyty z notesem, ma dodatkowe kieszonki, wyklejkę z prześlicznego papieru Pepin w chiński wzór smoków i motyli – jeden z moich najulubieńszych, z tych, których zawsze mi szkoda używać BO CO BĘDZIE JAK SIĘ SKOŃCZĄ? Ale to wszystko nadal jest normalne, tak samo jak i fakt, że oprawę zrobiłam twardą, w czarnym płótnie, i czerwone detale wykończenia. Bardzo ładnie i w ogóle, ale nie szaleńcze, prawda?

Co w tym kalendarzu jest absolutnie szalone, to złocenie smoka. Zrobione całkowicie i absolutnie odręcznie moją toporną nieco kolbą do wypalania, wymagało śmiertelnie pewnej ręki, cierpliwości i samozaparcia – samych łusek są jakieś dzikie ilości, a jeszcze pazury, a cieniowania, a wąsy, a płytki, a kły! smok rozciąga się przez przód i tył okładki, a na przodzie dodałam też narożniki ramki. Makabrycznie dużo czasu to zajęło, ale warto było, proszę tylko spojrzeć – bardzo porządny smok.

Do tego doszło ochronne etui z kartonika (ze wstążeczką wykończoną smoczym płomykiem 🙂 ) i kalendarz powędrował do swojego Właściciela (onieśmielająco poważnego człowieka), gdzie mam nadzieję, że Będzie Się Przydawać.

Biało-niebieski, znów na dwie strony

Wypróbowawszy dos-a-dos na mniejszej formie, spróbowałam powtórzyć tę oprawę na większej, tak bardziej na serio. Tak naprawdę, rzecz jest oczywiście dużo bardziej pracochłonna i wymaga trochę więcej uwagi co do wymiarów, ale tylko nieco trudniejsza, niż zwykłe oprawy tego samego typu. Co nie zmienia faktu, że docięłam środkową tekturkę tak jakby zbyt hojnie, co odkryłam dopiero wkładając do środka bloki, i musiałam ją bardzo podstępnie i delikatnie rozcinać w połowie (na zakładkę), ponownie sklejać i zabezpieczać 🙂

Ominąwszy jednak te przeszkody, uważam, że zrobiłam ten notes już dużo, dużo pewniej. Ma piękne grzbieciki ze skóropodobnej, białej okleiny, eleganckie okładki oklejone białym papierem w chiński roślinny wzór, a w środku – biało-niebieski papier i ciemnoniebieskie wyklejki. W efekcie powstało coś szykownego, z całą pewnością oryginalnego – coś, co można naprawdę z przyjemnością posiadać (jest to, oczywiście, zupełnie możliwe) 🙂

Notes przewiązany

Najprzyjemniej jest chyba robić notesy, kiedy człowiek ma dużo możliwości zestawiania faktur, tekstur, materiałów i detali i wszystko się tak układa jak powinno, ząbek za ząbek. Dzięki mojej Cioci, właśnie takie możliwości sobie znacząco poszerzyłam, i poniższy notes jest właśnie tak zestawiony z różnych elementów.

Papier w środku ma biały i eko, co już samo w sobie sugeruje pewną eklektyczność 🙂 Więc się nie ograniczałam! Wyklejki są błyszczące, z kafelkowym wzorem. Grzbiet – z wyraźną, trochę korkową jakby fakturą. A reszta okładki – w papierze Pepin z chińskiego zeszytu, pięknego, złotobrązowego w jasne chryzantemy. Nie byłabym jednak sobą, jakbym nie próbowała jeszcze czegoś pokombinować. Rozplanowałam więc jeszcze po wierzchu proste i ukośne wstążeczki – takie same, jak zakładki zresztą – i przykleiłam je pilnie. Zaraz notes nabrał charakteru.

Ponieważ papier eko, jak również tektura beermat, z której skleiłam okładki (warstwowo), są dosyć lekkie, to całość też jest zaskakująco lekka. To naprawdę fajny notes, który aż się prosi ułożyć obok imbryczka z dobrą herbatą, popijać i pisać, pisać i popijać.