Podążaj za gwiazdą

Notesy z czarnymi kartkami zawsze obserwuję bardzo pilnie, ponieważ wybierają je sobie różne typy oryginałów – a to poeci, a to Mistrzowie Gry – i miło sobie wyobrażać, co – i czym – będą w nich pisali. Albo rysowali. A że oryginałom, jak nikomu, potrzebna jest jakaś mapa niewyrażonych sfer, to ten notes zrobiłam właśnie taki.

Ma, jako się rzekło, czarne kartki, a wyklejkę z arabeską, która kojarzy mi się z labiryntami i zawiłymi myślami. Oprawa obłożona jest ciemnozielonym papierem i pomalowana złotą farbą, cienkimi pędzelkami.

Niestety, trochę sama sobie pewnie przekłuję balonik, wyznając, że wyszło jak wyszło, ponieważ planowałam rysunek wykonać olejowym markerem, ale marker się tak trochę popsuł, i chciałam go przepchnąć szpilorkiem, i farba mi się wylała na talerzyk, i musiałam ją potraktować pędzelkami i pomalować jeszcze jeden notes, o czym jutro 🙂

Niemniej jednak, notes prezentuje się, moim zdaniem, elegancko.

Ryba z wąsami

Jeszcze jeden ze złoconych notesów. Chyba muszę zrobić parę zdobionych inaczej, żeby mi – ale przede wszystkim Czytelnikom – nie zaczęło się ziewać… Ale na razie jeszcze ten jeden.

Oprawiony znowuż w to ciemnoniebieskie płótno i wyzłocony w rybeczkę, notes poniekąd towarzyszy pasji mojego starszego syna do klimatów japońskich. Bardzo mi się podobają wąsate smoki i wąsate karpie w deseniach japońskich i stwierdziłam, że też chcę karpia.

Oczywiście zawsze człowieka ukarze entuzjazm, bo potem musiałam robić te wszystkie łuski i zawijaski, ale za to wyszło ładnie. Wyklejka jest z pięknej, prążkowanej papierowej tapety, papier jest sztywny i kremowy, a wszystko dodatkowo z metalowymi narożnikami.

Szycie, szycie…

Oprócz notesów, zbiera mi się okazjonalnie na różne inne różności, na przykład – haft, albo zabawę z żywicami, albo rysowanie, albo ogrodnictwo albo co tam jeszcze. Ostatnio zaś ośmieliłam się nawet, żeby czasem coś uszyć.

Mamy malutką, zabawkową maszynę do szycia, która jednak jest w pełni funkcjonalna i niejedno już przeżyła bez marudzenia: bean bags do pokojów moich synów, poduszki, maseczki i tym podobne. Kupiłam sobie jednak piękne pisaki do tkanin i wzięło mnie, żeby spróbować zakupowych wielorazówek. Mam wciąż sporo różnych tkanin i z właściwym sobie entuzjazmem zabrałam się do ich krojenia i szycia. Znaczy, takie to tam krojenie i szycie, ale wiadomo, o co chodzi – żeby poczuć, że się robi coś samemu! znowu!

Najpierw uszyłam taką torbę mojej pięknej Bratowej. Potem – uroczej koleżance syna. A wczoraj pierwszą, którą wreszcie porządnie sfotografowałam, dla miłej Sąsiadki. To mniejsze, co widać na zdjęciach, to ściągany sznureczkiem woreczek na drobne zakupy. Wszystko – jak mnie zapewnia etykieta pisaków – można prać, więc no waste jak należy.

Wróbel

Gdzieś pomiędzy „wróbelek jest mała ptaszyna” a „dzień wróbli i jasności” fruwają sobie te ptaki, które za mojego dzieciństwa były pospolite jak błoto. Teraz jest ich przerażająco mniej (niestety, jednego przyniósł nawet w paszczy nasz kot). Ale po kilku latach, kiedy nie widziałam ich niemal w ogóle, ostatnio zaczynam rozpoznawać przynajmniej dwie okoliczne bandy! Latają całą hałaśliwą gromadką, kłócąc się i szalejąc między krzakami.

I na notesach też je lubię. Ten notes jest przyjemny, granatowy w płótnie – robię w tych płótnach ile się da, bo to sama przyjemność. Format ma troszkę mniejszy niż A5, poręczny i zgrabny, i jest z białego papieru ze śliczną wyklejką – jedna z moich ulubionych. Wróbelek jest wyzłocony. Ostatnio najczęściej złocę – po prostu dlatego, że to takie przyjemne, a też wydaje się podobać innym.

Dwa liście złączone

Co zrobić, jeśli chce się podarować ludziom notesy jako prezent ślubny? No oczywiście najlepiej dać im zestaw w pudełku. Symbolika jest oczywista – dwie odrębne indywidualności w jednym pudełku, w środku różne, ale z jednego kompletu. Trzeba powiedzieć, że pudełka idą mi coraz zgrabniej, co i dobrze, no bo przecież prezent ślubny powinien jakoś wyglądać.

Motywem przewodnim były liście dębu i chmielu – bardzo mi się to spodobało, chociaż dopiero pracując nad tymi notesami odkryłam, że – doloż moja doloż! – liście chmielu mogą być równie dobrze jedno-, trzy- albo pięcioklapowe. Na jednej roślinie. I kwiaty mają męskie i żeńskie, no ale to już wiedziałam. Bardzo skomplikowane. Całe szczęście, przynajmniej dąb miałam już przestudiowany – to już któryś notes wykorzystujący ten motyw.

Po zarysowaniu tymi dębami i chmielami kilku stron, uznałam, że musi coś przyjść z tego całego rysowania i od razu zrobiłam z tych rysunków pędzel w GIMPie, po czym przy pomocy tego pędzla przygotowałam najpierw indywidualne wyklejki i wydrukowałam na seledynowym papierze.

Następnie dobrałam piękne, ciemnozielone płótno introligatorskie, oraz komplet szkiców na folii do złocenia. Potem opracowałam napisy na grzbiety – pseudonimy państwa młodych. I wreszcie papier. Dla rysującej panny młodej musiał być sztywniejszy, lepszy do rysunków, ale w trzech kolorach, białym, szarym i czarnym. Dla pana młodego – do notowania, z kartkami różnego rodzaju.

Myślę, że wyszło w sam raz, żeby wyrazić dobre życzenia dla nowożeńców – jak mi powiedziano, bardzo pozytywnie zakręconej pary. Tym bardziej i ja życzę wszystkiego najlepszego.

Mniej więcej grzyb

Trochę trwało, zanim sobie dobrałam wszystko do tego notesu. Myślę, że chyba zrobiłam go dla siebie, chyba że się kiedyś komuś szczególnie spodoba, ale w każdym razie traktowałam ten notes dość osobiście 🙂

Muszę tu przyznać, że mam okropny obyczaj zachowywania najładniejszych papierów na bliżej nieokreślony Koniec. Oznacza to, że mam zachomikowane najpiękniejsze papiery praktycznie na zawsze, bo zawsze coś nowego dostaję, dokupuję albo robię i… i… te co mi się najbardziej podobają wracają bezpiecznie do szuflady. Jednakże czasami coś mnie tak pcha i sięgam po te chomikowane, i je wykorzystuję. Czynię to zawsze z uwagą. I tak jest właściwie i z okładką, i z wyklejką tego notesu.

Okładka obłożona jest kawałkiem tapety. Miałam niewielki prostokąt tej mięsistej, miękkiej tapety winylowej i on do mnie mrugał chyba z rok. Wyklejka natomiast jest z zestawu papierów Pepin – ostatni arkusz, którego nie ruszałam prawie wcale (chyba do jednego notesu wcześniej?). Papier jest gładki i trochę sztywniejszy, w sam raz do rysowania. I wszystko to jakoś mi się razem składa na notes, który kojarzy mi się z grzybami. Znaczy nie zapachem, bynajmniej, tylko… te białe kartki są jak blaszki, deseń wyklejki jest grzybowy, a okładka, z tą szarością, też jest jakaś taka grzybowa. Zważywszy, że grzyby są przepiękne, mam nadzieję, że coś z tego przeszło i w efekt końcowy.

Ups! czyli o nieoczekiwanych zwrotach akcji

Docięłam sobie okleinę płócienną, bardzo ładną – dużo jej ostatnio używam – w ślicznym kolorze ciemnozielonym. I już miałam przyklejać okładkę, kiedy nagle zauważyłam, że Wszystko Mi Się Pomyliło: okleina zamiast mieć zapas na założenie za krawędź, nagle wylądowała jakoś tak, że do krawędzi zabrakło mi kilku centymetrów. A tu już reszta przyklejona, wciórności.

Ale naraz przyszło mi do głowy, że przecież wyklejka jest z bardzo ładnego papieru w zielony wzór – może by tak pomogła mi ta wyklejka? Jak zwykle, zostało mi jej właśnie kilka centymetrów. I w ten sposób powstał notes poniżej – ozdobiłam go złoceniem z drzwiczkami do hobbiciej nory, motyw, który bardzo lubię i który w różnych odmianach często stosuję.

I dobrze to wygląda z tym paskiem, i jeszcze bladozielonym papierem w środku, i jakbym się nie przyznała tu i teraz, to nikomu by do głowy nie wpadło, że sobie pomyliłam wszystko przy klejeniu.

Bańki, bąble

Zdarzyło się nam w domowym warsztacie zajmować się żywicą epoksydową. Co z tego wyszło, to osobny temat, ale dla niniejszego wpisu ważne jest, że po większych pracach zawsze została jakaś łyżeczka czy dwie zmieszanej żywicy. Zanim zdecydowałam się kupić sobie własny pojemniczek takiej substancji, wypróbowałam wyskrobane z dna miseczki do mieszania resztki, wtykając tam różne różności.

I wyszły z tego takie śliczne, śliczne bąbelki, przejrzyste, przestrzenne. Cała tacka. Głupi by nie spróbował z tego zrobić ozdoby na notes! Wzięłam więc notes o czarnych kartkach i perłowej oprawce (piękna okleina papierowa kupiona w Introtechu) i przykleiłam na wierzchu przezroczyste kropelki.

Nie wiem jak komu, ale mnie się ten efekt podoba. W ogóle dzięki kropelkom notes wygląda tak trochę bajkowo.

Zawsze się smok przyda

Co tu dużo mówić, smok to motyw zdobniczy popularny, sympatyczny i w ogóle. Mieć smoka na notesie to trochę tak, jakby mieć go po swojej stronie, a nikt mi nie powie, że w naszych ciężkich czasach nie przyda się jakieś wsparcie.

Ten notes ma być nie tylko smokiem, ale wszystkim użyteczny 🙂 Ma twardą oprawę, malowaną właśnie w motyw smoka na przepięknym płótnie introligatorskim – uwielbiam je, ma taką fakturę gładziutką i elegancką. W środku jest wyklejka, moim zdaniem bardzo przyzwoicie pasująca do smoczego motywu, oraz kilka rodzajów kartek.

Bardzo lubię te notesy ze smokami, bo dając komuś notes ze smokiem tak jakbym posyłała takiego stwora na odsiecz. Dobrze wygląda?

Cykada

Mówiłam o chrzęszczących stworzonkach, prawda? Jak bym nie spoglądała na nie z rezerwą, są z pewnością bardzo interesujące graficznie.

Wzięłam się więc za cykadę. Owady jakoś tak mniej mnie onieśmielają niż stawonogi powiedzmy. A cykada jest bardzo złożona i ciekawa. Rysowałam ją i rysowałam, i wciąż nie byłam zadowolona, aż w końcu stwierdziłam: a do licha z tym, chwytam się za kolbę, pozłocimy, zobaczymy. I co się okazało? W wersji złoconej cykada wyszła całkiem fajnie. Może po prostu nie było jej pisane, żebym ją dobrze narysowała ołówkiem? Luksusowa bestyjka.

Notes sam w sobie jest przyjemny, nieduży, oprawiony w płócienną okleinę (wciąż tę samą gładziutką). Wyklejkę ma z papieru Pepin, który prawdę mówiąc w tej wersji błyszczącej jest odrobinę za cienki na wyklejki. No ale za to pasował mi wizualnie, więc już jest jak jest.

A cykada rusza czułkami złotymi, o tak: