Oprócz notesów, zbiera mi się okazjonalnie na różne inne różności, na przykład – haft, albo zabawę z żywicami, albo rysowanie, albo ogrodnictwo albo co tam jeszcze. Ostatnio zaś ośmieliłam się nawet, żeby czasem coś uszyć.
Mamy malutką, zabawkową maszynę do szycia, która jednak jest w pełni funkcjonalna i niejedno już przeżyła bez marudzenia: bean bags do pokojów moich synów, poduszki, maseczki i tym podobne. Kupiłam sobie jednak piękne pisaki do tkanin i wzięło mnie, żeby spróbować zakupowych wielorazówek. Mam wciąż sporo różnych tkanin i z właściwym sobie entuzjazmem zabrałam się do ich krojenia i szycia. Znaczy, takie to tam krojenie i szycie, ale wiadomo, o co chodzi – żeby poczuć, że się robi coś samemu! znowu!
Najpierw uszyłam taką torbę mojej pięknej Bratowej. Potem – uroczej koleżance syna. A wczoraj pierwszą, którą wreszcie porządnie sfotografowałam, dla miłej Sąsiadki. To mniejsze, co widać na zdjęciach, to ściągany sznureczkiem woreczek na drobne zakupy. Wszystko – jak mnie zapewnia etykieta pisaków – można prać, więc no waste jak należy.