Zielenie, liście, niespodzianki

I tu jest właśnie liść na zielonym tle. Liście dębu mają coś takiego przyjemnego w sobie, co sprawia że równie miło się je rysuje duże, jak i bardzo drobne (robiłam już coś takiego kilka razy), a dodatkowe akcenty żołędzi i gałązek sprawia, że się nie sposób znudzić.

Oprawa jest z zielonego płótna, złocona.

Przyjemność z tym notesem jest jednak głównie w tym, że próbowałam na nim zdobienia krawędzi i to w wersji ze schowanym obrazkiem. Są malowane tuszami (kolorowymi i złotym), a z wierzchu – zielone. Muszę jeszcze dopracować technikę, bo wzór spod spodu jest zbyt widoczny, ale robienie tego to dodatkowa frajda. Malutkie pędzelki, zawijaski – to coś, z czym czuję się wyjątkowo dobrze, więc można się spodziewać, że to nie ostatni notes z tak zdobioną krawędzią.

Podążaj za gwiazdą

Notesy z czarnymi kartkami zawsze obserwuję bardzo pilnie, ponieważ wybierają je sobie różne typy oryginałów – a to poeci, a to Mistrzowie Gry – i miło sobie wyobrażać, co – i czym – będą w nich pisali. Albo rysowali. A że oryginałom, jak nikomu, potrzebna jest jakaś mapa niewyrażonych sfer, to ten notes zrobiłam właśnie taki.

Ma, jako się rzekło, czarne kartki, a wyklejkę z arabeską, która kojarzy mi się z labiryntami i zawiłymi myślami. Oprawa obłożona jest ciemnozielonym papierem i pomalowana złotą farbą, cienkimi pędzelkami.

Niestety, trochę sama sobie pewnie przekłuję balonik, wyznając, że wyszło jak wyszło, ponieważ planowałam rysunek wykonać olejowym markerem, ale marker się tak trochę popsuł, i chciałam go przepchnąć szpilorkiem, i farba mi się wylała na talerzyk, i musiałam ją potraktować pędzelkami i pomalować jeszcze jeden notes, o czym jutro 🙂

Niemniej jednak, notes prezentuje się, moim zdaniem, elegancko.

Dwa liście złączone

Co zrobić, jeśli chce się podarować ludziom notesy jako prezent ślubny? No oczywiście najlepiej dać im zestaw w pudełku. Symbolika jest oczywista – dwie odrębne indywidualności w jednym pudełku, w środku różne, ale z jednego kompletu. Trzeba powiedzieć, że pudełka idą mi coraz zgrabniej, co i dobrze, no bo przecież prezent ślubny powinien jakoś wyglądać.

Motywem przewodnim były liście dębu i chmielu – bardzo mi się to spodobało, chociaż dopiero pracując nad tymi notesami odkryłam, że – doloż moja doloż! – liście chmielu mogą być równie dobrze jedno-, trzy- albo pięcioklapowe. Na jednej roślinie. I kwiaty mają męskie i żeńskie, no ale to już wiedziałam. Bardzo skomplikowane. Całe szczęście, przynajmniej dąb miałam już przestudiowany – to już któryś notes wykorzystujący ten motyw.

Po zarysowaniu tymi dębami i chmielami kilku stron, uznałam, że musi coś przyjść z tego całego rysowania i od razu zrobiłam z tych rysunków pędzel w GIMPie, po czym przy pomocy tego pędzla przygotowałam najpierw indywidualne wyklejki i wydrukowałam na seledynowym papierze.

Następnie dobrałam piękne, ciemnozielone płótno introligatorskie, oraz komplet szkiców na folii do złocenia. Potem opracowałam napisy na grzbiety – pseudonimy państwa młodych. I wreszcie papier. Dla rysującej panny młodej musiał być sztywniejszy, lepszy do rysunków, ale w trzech kolorach, białym, szarym i czarnym. Dla pana młodego – do notowania, z kartkami różnego rodzaju.

Myślę, że wyszło w sam raz, żeby wyrazić dobre życzenia dla nowożeńców – jak mi powiedziano, bardzo pozytywnie zakręconej pary. Tym bardziej i ja życzę wszystkiego najlepszego.

Ups! czyli o nieoczekiwanych zwrotach akcji

Docięłam sobie okleinę płócienną, bardzo ładną – dużo jej ostatnio używam – w ślicznym kolorze ciemnozielonym. I już miałam przyklejać okładkę, kiedy nagle zauważyłam, że Wszystko Mi Się Pomyliło: okleina zamiast mieć zapas na założenie za krawędź, nagle wylądowała jakoś tak, że do krawędzi zabrakło mi kilku centymetrów. A tu już reszta przyklejona, wciórności.

Ale naraz przyszło mi do głowy, że przecież wyklejka jest z bardzo ładnego papieru w zielony wzór – może by tak pomogła mi ta wyklejka? Jak zwykle, zostało mi jej właśnie kilka centymetrów. I w ten sposób powstał notes poniżej – ozdobiłam go złoceniem z drzwiczkami do hobbiciej nory, motyw, który bardzo lubię i który w różnych odmianach często stosuję.

I dobrze to wygląda z tym paskiem, i jeszcze bladozielonym papierem w środku, i jakbym się nie przyznała tu i teraz, to nikomu by do głowy nie wpadło, że sobie pomyliłam wszystko przy klejeniu.

Jaszczureczki

Trzy notesy w kolorze zielonym, w jednym pudełku. Były przeznaczone dla niezwykle miłej sąsiadki, której ulubiony kolor to właśnie zielony, a szczególnie ulubione stworzenie – to jaszczurki.

Zabrałam się więc za studiowanie jaszczurek i już po kilkunastu szkicach dobrałam sobie kilka najbardziej obiecujących portretów do wyzłocenia. Nie wiedziałam dotąd, ile takie maleństwa mają interesujących detali… Zawsze to jakoś tak wychodzi przy tym złoceniu.

Przy okazji: instrument, którym złocę folią, to taka kolba do wypalania w drewnie z wymiennymi końcówkami. Przeważnie używam jednej, najcieńszej, choć zdarza mi się wymieniać na jeszcze dwie – ale obie są proste, nie wzorki, bo folia nie wychodzi jednak dobrze na wzorkowatych końcówkach wypalarki – rozmywają się i nie wychodzi czysta linia. Chciałabym spróbować kiedyś z takim prawdziwym tłoczeniem przy pomocy sztanc i stempli.

No ale tym razem było złocenie na ręcznie malowanym w odcienie zieleni płótnie.

Papier był – różny, każdy notes miał trochę inne kartki, żeby każdy z zestawu mógł służyć do czego innego. Wyklejki z wyrazistymi, kolorowymi wzorami – specjalnie szukałam takich, które by mi do tych jaszczurek pasowały – dopełniły całości.

Wydaje mi się, że to całkiem przyjemny zestaw, a przez to, jak miła jest osoba właścicielki, pracowało mi się nad tym wyjątkowo sympatycznie.

Ślimaczku /Wspinaj się na górę Fuji /Ale powoli, powoli!

Bardzo lubię to haiku. Bardzo. Chociaż, jako że jestem posiadaczką ogrodu, moje uczucia do ślimaków są mocno powściągliwe. No, mało entuzjastyczne. No, może tak trochę je wyrzucam za furtkę. Ślimaki, nie uczucia. No nie, nie, nie, nie kochamy się ze ślimakami. Lecz kochamy się z haiku.

Niemniej jednak te w skorupkach, ślimaki, nie haiku, są do zniesienia, a poza tym są bardzo interesująco skomplikowanymi stworzeniami w sensie plastycznym, i zapragnęłam sobie takiego umieścić na notesie.

Notes jest w kratkę, ze zrecyklingowanego brulionu. Wycięłam z niego dwa zbliżone do kwadratu notesy i to jest właśnie pierwszy z nich, nieco większy. Ma, jak sądzę, ze czterdzieści kartek może.

Nie ma za to zakładki, bo uznałam, że skoro już zdecydowałam się na podstępnego ślimaka, to należy go, notes, nie ślimaka, zawiązać dla bezpieczeństwa wstążkami, żeby ślimaki nie nalazły do środka i nie zajęły miejsca przeznaczonego na Poważne Notatki. No więc są satynowe, pomarańczowe wstążki do wiązania. W środku piękna wyklejka, nie ślimaki.

Okładka jest twarda, obciągnięta pomalowanym ręcznie akrylami płótnem. Jak widać, smugi nadal rządzą, tylko tym razem zestawiłam je  nieco śmielej 🙂 No i oczywiście ślimak – wyzłocony na gorąco folią. Mam wrażenie, że coraz lepiej mi te złocenia wychodzą.

No i tak powstał cały notesik – pewnie pasuje najlepiej do powolnych i spokojnych refleksji.

Albo ewentualnie do nieopanowanego wyżerania sałaty i astrów, kto wie.

Zebra w mundurze leśnika

Jak właściwie bowiem nazwać notes z czarno-białymi kartkami, ze stylizowaną, liściastą wyklejką i okładką w kolorze khaki? 🙂 Ta okładka obłożona jest papierem, który dostałam od Prawdziwego Introligatora (wciąż dziękuję bardzo!) i muszę przyznać, że nie jest to materiał, który by pozwalał na fuszerkę. Chcę przez to oczywiście powiedzieć, że lekko spaprałam przyklejanie w dwóch miejscach i ufam, że bardzo tego nie widać 🙂 Ale papier, jak mówiłam, przylega bardzo ściśle i jest dość cienki i ogólnie nie przebacza. Co wziąwszy pod uwagę należy uznać, że jest nieźle.

Blok uszyty jest z dość sztywnych papierów, naprzemiennie białego i czarnego, i chyba już umiem się obchodzić z takimi mieszanymi bloczkami! Wymagają trochę delikatniejszego cięcia, ale to wszak nie przeszkoda.

Do tego ten przepiękny, już raz przeze mnie wykorzystany, liściasty papier na wyklejkę i stosowna satynowa zakładka i proszę, zebra jak żywa…

Bubo bubo

Złocenia, tak sobie pomyślałam, szczególnie pasują do motywów przyrodniczych. I zabrałam się za szkicowanie na folii puchacza, bo puchacze są świetne, rozpoznawalne i interesujące.

Mają też do licha i trochę różnych dziwnych piórek i cieniowanych lotek, i gładkich pazurów, i puchatych podwójnych podbródków, ale to się okazało dopiero w trakcie, no ale w tym czasie to już byłam w połowie rysowania, i przecież nie wyrzucę całkiem dobrego kawałka folii do złocenia… Minęło niemało czasu i wiele skomplikowanych szyderstw na temat wyboru przeze mnie tematu, i mogłam już się zabrać za powtarzanie tego samego, psiakość, rysunku, tylko teraz trudniejszym sposobem, bo kolbą do wypalania 🙂

A pracowałam na bardzo pięknym notesie i byłoby mi ogromnie żal, gdybym go spsuła. Z kremowego papieru, dość gruby, z piękną wyklejką w stylizowane listki, wspaniale leży w ręce. Ma oprawkę z zielonego, malowanego płótna – w jaśniejszych odcieniach, niż moje dotychczasowe malowane materiały. Wydaje mi się taki trochę bardziej męski, a może po prostu – przygodowy? (bo mnie się mężczyźni kojarzą od dzieciństwa z dzielnymi inżynierami z Verne’a oraz Old Shatterhandem; ach, te późniejsze rozczarowania, kiedy odkryłam normalnych ludzi).

W każdym razie trud się opłacił. Złocenie wyszło jak należy, i notes jest jeszcze bardziej przygodowy, i dostojny Bubo Bubo łypie z okładki podejrzliwie.

Nie ma co, będzie więcej złoceń ornitologicznych.

W głąb lasu

W szale porządków, jaki człowiek zawsze ma dookoła przy okazji przeprowadzki, znalazłam w papierach starą rameczkę, którą zrobiłam niegdyś z tektury i masy papierowej. Była już pożółkła i trochę się rozłaziła, więc ją naprawiłam i pomalowałam szelakowym, złotym tuszem… i okazało się, że ma w sobie jeszcze niemało życia.

A czekał właśnie na swoją kolejkę w przyozdabianiu notes, bardzo przyjemny, z technicznego białego papieru. Ma on wyklejkę z jednego z moich ulubionych papierów, tego w pawie pióra, lekko pozłacanego. Oprawiony jest w zielone, ręcznie malowane płótno i aż się prosił o coś organicznego i wciągającego i w ogóle – no, jednym słowem o las się jakiś prosił.

Rozważałam złocenia, ale złoceń ostatnio zrobiłam niemało (i będą jeszcze z nimi kolejne wpisy) i chciałam mieć też jakąś odmianę. A poza tym miałam nastrój mocno Fandomowy, a praktycznie wszystkie moje ukochane książki i filmy mają jakieś Znaczące Lasy w sobie. I przykleiłam złotą, gałęzistą rameczkę na ten notes zielony i to był bardzo dobry pomysł.

Teraz wygląda jak wejście w jakiś nieznany świat.

Tylko go tam trzeba umieścić jeszcze.

 

 

Prób ze złoceniem ciąg dalszy

No na serio, nie mogę się oderwać od tego. A to sobie popróbuję tak, a to siak, a samych końcówek wypalarki mam osiem… Tym razem sprawdzałam, co wyjdzie, jak pozłocę na gorąco twardą okładkę w płótnie malowanym mieszanką farby i kleju.

I to chyba był najładniejszy jak dotąd efekt.

Użyłam najcieńszej końcówki, zrobiłam bardzo pobieżny szkic na folii i hajda. Wykończywszy podstawowe linie, zaczęłam dodawać drobniejsze cieniowania, podwójne kreski i tym podobne. Wszystkie wyszły bardzo cieniutko i delikatnie, więc tu i ówdzie poprawiłam po konturach trochę  mocniej. Jeszcze mi  kreskowania nie wszędzie wyszły idealnie, ale ten niesforny rysunek bardzo mi się osobiście podoba. Może najbardziej z dotychczasowych złoceń.

Sam notes to kolejny mały (A6) drobiazg w twardej oprawie płóciennej, ręcznie malowanej farbą i klejem. Rysunek liścia jest wyzłocony folią na gorąco. Wyklejka to delikatnie marmurkowy papier. Bloczek uszyty jest ze zwykłego papieru 90 g. Wszystko jest porządnie, solidnie wykonane i widać, że strategia ćwiczenia na małych zeszycikach (już ich mam 11) bardzo się opłaca. Ten notes jest znacznie lepszy, niż kilka wcześniejszych, a już się cieszę na takie, które będą od niego jeszcze lepsze w przyszłości.

Ale na razie ten jest naprawdę w porządku. No czy to nie jest coś, co człowiek by od razu chciał zapisać? Pewnie, że jest 🙂