Z czarnymi liśćmi

Miałam ten notes już od jakiegoś czasu. Ma pasiaste wnętrze (kremowe i białe kartki) i przepiękną wyklejkę z papieru Pepin w srebrno-czarno-żółte pnącza. Okładka natomiast jest obłożona uroczą okleiną w srebrnobiałym kolorze, o fakturze zmiętej tkaniny, ale tak ładnie zmiętej, żaden standard.

Kiedyś już coś z tą okładką kombinowałam, ale jak mi się wydaje bez powodzenia – w każdym razie na pewno w końcu ją pozostawiłam w spokoju i odłożyłam na bok w nadziei, że coś mnie przecież kiedyś natchnie.

I natchnęło oczywiście.

Mąż zamontował mi uprzejmie fantastyczny wysięgniczek nad moim stołem, gdzie zwisa sobie teraz na stałe dremel przedłużony wężykiem. Swobodnie sobie do niego sięgam, nie przejmując się rozwijaniem kabli i wiecznym wywlekaniem z szuflad i chowaniem po użyciu. Chwyciłam więc za urządzenie i a to nożami, a to końcówkami do szlifowania i tym podobnych, niepokojących rzeczy wyrzezałam w tekturze motyw liści.

Liście pomalowałam na czarno, a następnie pokropiłam perłową farbą (chociaż może nazbyt delikatnie bo wygląda właściwie jak zwykła biała, o rozczarowanie!). I teraz one prowadzą estetyczny dialog z tym, co ten notes ma w środku!

Czyli notes znalazł swój styl i teraz zupełnie śmiało mogę go pokazać:

Breloczek też być może

Jak tak już wyciągnęłam swoje pudełko ze ścinkami i kawałkami tekturek, tudzież dwa wachlarzyki próbek płótna i oklein introligatorskich jakie dostałam kiedyś na Targach Książki (ech…) – to czemu ograniczać się tylko do dwóch miniaturek?

Zrobiłam trzecią i dodałam do niej na grzbiecie (całkiem sprytnie, muszę się pochwalić) kółeczko, i całość umocowałam na normalnym kółku do breloczka.

Znowu jest to książeczka szyta i klejona jak normalny notes, można w niej pisać i wszystko jest tak jak trzeba. A na dodatek mogłam użyć jeszcze raz tej ślicznej okleiny w złote kwiaty, której już nie mam tyle, żeby oprawić normalny, duży notes.

Nastrój poprawia miniaturka

Kiedy się człowiek poczuje jesiennie i deszczowo, nie ma to jak znaleźć sobie jakieś pocieszenie. Można, oczywiście, wyżerać czekoladę, lecz jest to społecznie źle widziane. Kawa jest w porządku, dobra muzyka również, ale najlepiej do tego wszystkiego zrobić sobie jeszcze miniaturową książeczkę.

To właśnie robiłam wczoraj.

To nie są jakieś bardzo zaangażowane miniaturki. Przypominam – miały poprawić humor. Brakuje im więc tu i ówdzie nieco precyzji. Ale wciąż są to uczciwie uszyte i sklejone, oprawione i ozdobione książeczki, mają zakładki, kapitałki, wyklejki, oklejone grzbieciki i wszystko jak należy.

Poza tym są słodziutkie. O.

Z kieszonką

Udał mi się ten papier pięknie. Jeden z arkuszy, właściwie arkusików papieru klajstrowego z ostatniej akcji, jest w burzliwe kwiaty, a ponieważ użyłam też złotej farby, wszystko delikatnie połyskuje. Bez przesady z tym połyskiem, ale jest taki metaliczny poblask. No piękny jest, co ja się będę niepotrzebnie certować.

Zaraz też pomyślałam, że muszę z niego zrobić coś fajnego i wykorzystać papier jak tylko się da. Żeby to osiągnąć, zdecydowałam, że w nowym notesie dam wzorzysty papier tylko na przód, ale za to zostawię luz w okładce i w to miejsce wkleję taką trochę głębszą kieszonkę i ozdobię ją tymże papierem klajstrowym.

Blok uszyłam z trochę sztywniejszych kartek w brzoskwiniowym kolorze, a ponieważ już tych kolorów zrobiło się dużo, wyklejkę wykonałam z szarego, zresztą bardzo pięknego, papieru teoretycznie okładkowego 🙂

Niedawno mama kazała mi nie nudzić tymi notesami i robić w nich coś ciekawego – mam nadzieję, że kieszonka to dobry kierunek 🙂 Ale postaram się włączać do prac coraz więcej atrakcji i nowości.

A tak wygląda notes, i czy nie piękne są te kwiaty, notabene malowane paluchami i łyżeczką do lodów? 🙂

Surowy, ale z frywolnym wnętrzem

Znamy takie typy, znamy! (Z paroma jestem nawet bardzo blisko). Notes też taki zrobiłam.

Znowu sięgnęłam do stosiku mojego klajstrowego papieru. Bardzo mi się on podoba, zwłaszcza w wersji ciemnej, bo np. żółty wyszedł jednak dość jaskrawo i muszę go tonować spokojniejszymi zestawami. Do tego notesu wybrałam jednak fioletowy, drapany w podobne do wikliny prążki. Do tego okleina – biała, płóciennopodobna, już jej użyłam raz i użyję wiele szczęśliwych razy 🙂

Okładka – ze starannie wyklejonymi narożnikami – wyszła właśnie dość surowa (co nie znaczy, że nieładna – naprawdę, ten papier jest bardzo udany!). Zatem na wyklejkę było potrzebne coś… coś figlarnego? Coś weselszego? Coś niepoważnego na pewno.

Przejrzałam swoje papiery i wyszło mi, że najlepiej byłoby wziąć różowy, z batikowym wzorem (Pepin, wzory indyjskie).

I ten notes to jest taki, który zachowuje należytą powagę, ale, no, pod wąsem to się chichra.

Mały żółty

Kolejny z notesów z wykorzystaniem recyklingowanego płótna introligatorskiego. Bardzo mi się ten oliwkowy kolor podoba, jest prawie złoty w określonym świetle, i przetarta faktura jest też szalenie dekoracyjna.

A do tego papier. Dostałam go już dawno od Właścicielki jednego z notesów, wraz z kilkoma innymi pięknymi arkuszami i arkusikami z azjatyckimi wzorami, i tak on leżał, bo co chwila na niego zerkałam a potem mi żal było.

Ale ostatnio się zrobiłam odrobinę bardziej bezwzględna i przyszedł też kres zerkaniu, a papier został wykorzystany do tego oto notesu:

Kamieniście

Kamyczki są interesującą fakturą, ale tapeta w kamyczki nie do wszystkiego się nadaje. Zestawianie jej ze wzorami jest ryzykowne, bo łatwo o jakieś wulgarne efekty 🙂 A przyznam, że wzory i ja to nie zawsze my, muszę do wzorów podchodzić ostrożnie i niechętnie je łączę zbyt śmiało.

Ale kamyczki plus ciemnoniebieskie płótno to zupełnie inna historia, a już szczególnie połączone złoconymi kreskami. Strasznie udane są te kreski i cieszę się nimi jak dziecko.

Notes był kiedyś zupełnie innym notesem, ale ładniej go przycięłam, zmieniłam kapitałki i wyklejki (na delikatnie szare, z kreską złoconą, żeby pasowała do okładki) i teraz jest naprawdę przyjemny. Szczególnie że okładzina jest bardzo miła w dotyku, taka ciepła – zupełnie się tego człowiek nie spodziewa po kamyczkach.

Detalem, detalem!

Skończyłam oprawiać ten notes i wciąż czegoś było brak.

Hmm.

Bloczek – jest, przyzwoity. Wyklejka jest, i to motylkowa. Zakładka jest. Okleiny na okładce pasują… no to o co chodzi?

Całe szczęście w rozterce wspomógł mnie przypadek. Tuż obok notesu leżały obcięte paseczki okleiny pozostałe po oprawianiu i mnie olśniło – w chwilę później przyklejałam już te paseczki na płótnie oklejającym grzbiet. I to było to! Teraz to wygląda jak sensowna i spójna całość, a nie przypadkowe zestawienie wszystkiego ze wszystkim, a to wyłączna zasługa cieniutkich paseczków okleiny, od których zaraz notesik kliknął, zagrał i prezentuje się tak:

Co tu mówić, fajny, czerwono-srebrny notesik

Karteczki szare są, wyklejki czerwone, i tak już na zmianę – jak nie czerwono, to srebrzyście, a papier oklejający okładkę z wierzchu ma i jedno, i drugie.

Notes jest bardzo sympatyczny, ma zaokrąglone rogi, co uważam zawsze za oznakę ogólnej przyjazności i co powoduje, że zaraz mam skojarzenia z biblioteką jezuitów w Krakowie i starymi książeczkami do nabożeństwa, takimi używanymi intensywnie, z rogami wytartymi na okrągło. Mieli tam takie i zawsze mi się to podobało, a takie przycinane na okrągło też lubiłam i lubię nadal.

Papier na okładce to ostatek z bardzo pięknego zeszytu papierów Pepin, a grzbiet jest z okleiny ze starej okładki. I wszystko razem ma taki look lakowego pudełka trochę. Nie mam nic więcej tutaj do dodania, ale proszę tylko spojrzeć. Czy nie ładny?

Spór z matematyką

Kiedy przycinałam narożniki na ten notes, weszłam w spór z matematyką! Coś mi się nie zgadzało w wymiarach i nie pasowało do twierdzenia Pitagorasa 🙂 Całe szczęście, moje starsze dziecko wykazało, że winny był bardzo niewielki błąd w pomiarze, ale przez chwilę odczuwałam konfuzję.

Ale też moje stosunki z matematyką zawsze były nieco napięte; pamiętam, jak kiedyś odkryłam, że przecież obwód koła jest linią prostą, jeśli jest odpowiednio duży, i łagodny wyraz twarzy mojej nauczycielki matematyki, kiedy podzieliłam się z nią tą koncepcją, która przyszła mi do głowy w wyniku czytania pod ławką wierszy Brodskiego. Jestem też nieugięcie urażona, że nie wolno mi dzielić przez zero. Co to znaczy nie wolno?! Rozumiem, że to bez sensu, rozumiem, że to nic nie daje, ale co to ma być że nie wolno?

Wszystko to jest przyczyną, aby zastosować do siebie napomnienie „pilnuj szewcze kopyta”, zmierzyć narożniki dokładniej i wykonać taki oto notesik.

W środku ma zwykły, biały papier przycięty w nietypowy, węższy format – uwielbiam takie smukłe notesy – i wyklejki w kanciaste motyle z papieru Pepin. A na wierzchu jest oprawka z mojego papieru klajstrowego z szarym, płóciennym grzbietem i wzmiankowanymi narożnikami, ozdobiona złotymi kreseczkami.

Odkąd się nauczyłam, jak robić takie złote kreseczki bez trudu dokładnie w miejscu, w którym człowiek zamierzał je zrobić :), będę teraz normalnie je wyzłacać jak opętana. To bardzo ładny, elegancki efekt.