Zębatki, blaszki, płatki

– zawsze mi się podobają sytuacje, kiedy coś do siebie nie powinno w ogóle pasować, a pasuje.

Tak jak w przypadku tego małego notesu, który ma kwiatową, chińską wyklejkę – a okładkę z szarej, wytartej skórki i płótna, ozdobioną dwoma kółkami wydłubanymi z trzewi jakiegoś miksera. Albo malaksera. No w każdym razie okładka jest dość surowa w wyglądzie, a ten frywolny wzór wygląda spod spodu bezczelnie i kwiatkami macha.

No ale sprawdzałam papiery metaliczne, pasiaste, pakowe, z mżącymi wzorami – i nic do tej wyklejki nie pasowało, wszystko wyglądało jakoś tak… tępo. Mało wyraziście. I co? I chiński piękny wzór w piwonie okazał się idealny.  Tak mi się przynajmniej zdaje, że to dowcipne i fajne, bo w jakiś nie do uchwycenia sposób mam wrażenie, że metalowe kółka na okładce tak się jakby kojarzą mgliście ze wzorem z wyklejki.

wp_20160912_12_46_39_pro  wp_20160912_12_46_55_pro

Już wkrótce: hafty w spadku, czyli bardzo udany eksperyment.

Mroczne ptaszydło

– oczywiście o tyle mroczne, o ile w ogóle potrafię zrobić coś mrocznego. Nie bardzo, prawdę mówiąc, potrafię. Kiedy rysuję smoki, praktycznie zawsze są sympatyczne z mordki. Potwory wychodzą mi raczej śmieszne niż straszne. I praktycznie jedyne, co mniej więcej mi wychodzi, to możliwie realistyczne szkielety i ich elementy, no bo tego się trochę nie da dosłodzić. Chyba.

Efekt jest taki, że długo się biłam z myślami, co zrobić z dwoma notesami które mają Czarrrrrrrrne Karrrrrrrtki.

Na Pyrkonie pytano mnie o takie notesy, więc stwierdziłam, że dlaczego miałabym nie spróbować? Zrobiłam na razie takie dwa, mniejszy i większy. Obydwa są z 120 g papieru (czyli jak blok techniczny), obydwa w twardej oprawie, i obydwa ozdobiłam ptaszydłową tematycznie fimową galanterią.

Bo w końcu się zdecydowałam na Mroczne Ptaszydła. Dokładnie zaś: za jedno mroczne ptaszydło i jedną czaszeczkę mrocznego ptaszydła. Co więcej, wykorzystałam do nich świecące w ciemności mroczne fimo! Zatem czaszka, jak też i oczy, szpony i dziób ptaka, są świecące 🙂

wp_20160925_17_45_12_pro wp_20160925_17_42_48_prowp_20160925_17_42_36_pro wp_20160925_17_43_26_prowp_20160925_17_43_14_pro wp_20160925_17_43_33_pro

A jak mi jeszcze została wolna chwila, to zrobiłam dodatkową czaszeczkę i ona też świeci. Jeszcze nie wiem, co z nią zrobię, bo jest taka fajna, że szczerze przyznam, że normalnie bym chętnie nosiła ją sobie na łańcuszku albo coś. Zwłaszcza w ciemności.

wp_20160925_17_44_10_pro

 

Moje ulubione inicjały,

to oczywiście stylizowane inicjały J. R. R. Tolkiena, te przypominające runiczny znak, którymi Tolkien podpisywał swoje ilustracje i rysunki. Są zastrzeżone przez Tolkien Estate, o ile mi wiadomo, ale zakładam, że do osobistego użytku można je wykorzystywać. A mam na to ochotę bardzo często, muszę przyznać.

Na przykład na tym notesie:

wp_20160916_16_49_55_pro  wp_20160916_16_50_02_pro  wp_20160916_16_49_28_pro  wp_20160916_16_50_45_pro

Wygarnięte,

no, takie to różności. Tu mi został samotny bloczek w kratkę, tu kawałek tektury, tu małe skrawki, ówdzie smętny zeszyt, z którego już ze trzy razy próbowałam zrobić notes. I zrobiłam z nich takie oto trzy sympatyczne notesy – w kolejności, od największego do najmniejszego.

Największy jest oprawiony w piękny szary papier – format zeszytowy, w kratkę, z taką „niepełną” wyklejką, tylko lekko zachodzącą na blok. Na wierzchu przykleiłam wyciętą w grubej tekturze płaską, zwiniętą, śpiącą mysz. A może szczurka, jak twierdzą moi chłopcy. Mysz (albo szczur) jest wydłubany nożem, pomalowany akrylami i polakierowany i wygląda bardzo sympatycznie

wp_20160912_12_42_18_pro

Drugi notesik też jest taki trochę nawinie, ale uważam, że jak na efekt zbierania ścinków po stole wyszedł całkiem sympatyczny – jest nieduży i poręczny,  a ten złoty papier z chryzantemami – och, nie mogę odżałować, że go już zużyłam…

wp_20160912_12_47_05_pro

I w końcu ostatni, no, ten to już miał wersji ze trzy. W końcu go oprawiłam na półmiękko, zrobiłam kwiatowy wzór, przyczepiłam, kurczę, dzwoneczek, a wyklejkę zrobiłam z map. Już bardziej pomieszać się pewnie nie dało, ale mam dość tego draństwa i chciałam je już widzieć wykończone. Jakolwiek 🙂

wp_20160912_12_46_11_pro

Liście na wodzie,

tak mi się jakoś kojarzy ten notes. Jest całkiem przyjemnie grubiutki i ma zupełnie ładnie zrobioną okładkę z pięknego papieru w szarozielonym kolorze. Na to poszedł ornament z fimo i trochę przezroczystych, bursztynowego koloru koralików.

Jestem z niego zadowolona – tchnie spokojem i babim latem, i w ogóle jakoś tak dobrze w ręku leży, chociaż wcale nie jest mały.

 

wp_20160912_12_47_38_pro  wp_20160912_12_47_48_pro

wp_20160912_12_48_05_pro

Powoli, powoli kończą mi się moje przepiękne papiery Pepin, takie jak na wyklejce w tym notesie – bardzo je lubię i kupuję w bardzo przyjemnych cenach na krakowskich targach książki. Jak dobrze,  że do targów już niedaleko! Będę mogła uzupełnić zapasy…

 

Eksperymenty na smoku

No tak prawie, no prawie, nie na serio przecież, moje smoki są dobrze utrzymane, racjonalnie karmione i w ogóle mam zaświadczenie, że jestem wzorcowym hodowcą smoków. Chodzi o notes z takim smokiem. Wężem. Wężosmokiem.

Smok jest wycięty z grubej tektury nożem, podpiłowany pilnikiem, pomalowany akrylami i polakierowany. Następnie wylądował na okładce notesu.

wp_20160827_10_35_10_pro-2

wp_20160827_13_49_08_pro

wp_20160912_12_46_24_pro

Ale eksperymentowałam też i w tym sensie, że po raz pierwszy dokleiłam do notesu pętelki z gumki na długopis – i chociaż proces twórczy był jakby… chaotyczny, i musiałam je wklejać nie między wyklejkę i okładkę, a na wyklejce, pod dodatkowym kawałkiem  sztucznej skórki, to i tak wyszło ładnie, trzyma się porządnie i długopis grzecznie spoczywa w lekko przedłużonej okładce.

wp_20160912_12_45_02_pro

wp_20160912_12_45_23_pro

Naprawdę jestem z tego notesu zadowolona, i gdyby nie był w kratkę (a ja kratki nie używam), to pewnie zachomikowałabym go dla siebie.

Mam bowiem pewien problem z robieniem notesów dla innych ludzi. Otóż jak je już zrobię, to wcale niekoniecznie chcę się z nimi rozstawać.

A szczególnie z tak udanymi, jak ten z czerwonym smokiem.

Dla siebie, czyli każdy powód jest dobry

Bloczek wyszedł taki coś nieduży, a to już niedobrze, bo ciężko się takie przycina. Rozumiecie, małego bloczku już nie można przyciąć z gestem, bo niewiele zostanie, a kiedy się tnie cienkie paseczki ręcznie nożem, jak ja to czynię, to jakoś tak łatwiej krzywo wychodzi. I tak jestem bardzo dumna z siebie, bo kiedy mam około pół centymetra zapasu, to potrafię uciąć nie gorzej niż maszyna! No ale tu nie miałam aż tyle. I oczywiście się ucięło krzywo. No, nie krzywo, ale nierówno.

Po drugie, papier jest sztywniejszy, a czegoś takiego z racji kosztów za często nie robię.

Po trzecie miałam takie dwa kawałki papieru, w pięknym kolorze, który tak lubię. Jeden z takim maciupkim maźnięciem kleju.

Po czwarte, mój obecny notes jest wielki i krowiasty i używam go tylko dlatego, że mi taki został z pokazu, który kiedyś robiłam, a że robiłam wtedy bardzo na szybko, to nie jest specjalnie cudny ani ze szczególnych materiałów.

I tak jakoś wyszło, że mi ten notes wyszedł dla mnie. Do mojej torebki, pod moje mazanie akwarelami, markerami, długopisami i czym popadnie. I oczywiście, kiedy już o tym zdecydowałam, okładka i wykończenie wyszły mi pokazowo i idealnie 🙂 O, tak:

WP_20160827_13_50_48_Pro

Malutkie i skrzętne

Bardzo nie lubię, kiedy marnują się papiery, zwłaszcza te piękne – jedwabiste, wzorzyste i w ogóle. I wszystkie większe ścinki takich pięknych papierów chowam sobie do teczki.

Ścinam też czasami całkiem duże fragmenty bloków do notesów – takie po pięć i więcej centymetrów i też mi ich jakoś tak szkoda, i jeśli to są te szersze paski, to je sobie gumeczką i do szufladki, i do szufladki.

A potem z nich sobie robię malutkie notesiki – takie naprawdę małe, mieszczące się na dłoni. Bardzo to lubię, chociaż przy takim maleństwie jest dokładnie tyle samo pracy, co przy dużym. I takie na przykład wychodzą jak poniżej:

WP_20160826_07_38_11_Pro

WP_20160826_07_38_50_Pro

WP_20160826_07_39_15_Pro

Babie lato

Jakoś tak szybciej przyszło w notesach, niż nawet w naturze chyba. Rozejrzałam się i dotarło do mnie, że mam pełno ornamentów i materiałów, które pasują do babiego lata, a nawet jesieni.
Pracuję pilnie nad pewnymi trzema notesami, o których niedługo, ale przy okazji wykańczam też różne na wpół gotowe różności, bo naprawdę muszę uzupełnić zapasy przed jesiennym wyjazdem. Jakoś tak mi się rozchodzą gotowe rzeczy.
No i wracając do tych jesiennych – takie mi, proszę, wyszły. Jestem naprawdę zadowolona, bo przez lato sporo się nauczyłam – z książek, kursów, wskazówek online – i nawet przy zupełnie podstawowych narzędziach, jakich używam, jakość moich notesów jest zauważalnie coraz lepsza. Na przykład metoda wykańczania narożników, której nauczyłam się z bloga Low Mountain Bindery – niby drobiazg, ale do licha, widać różnicę.

WP_20160818_07_28_37_Pro

WP_20160818_07_28_53_Pro

WP_20160818_07_29_11_Pro

WP_20160818_07_29_45_Pro

Plus, dodatkowo, użyłam pierwszej okładki z niemożliwego stosu otrzymanego niedawno od nieocenionej Ani – jakiż wspaniały to stos okładek, i ile w nim drzemie możliwości! A notesik wyszedł całkiem ładny, równiutki i sympatyczny.

WP_20160818_07_27_54_Pro

Jak to się nosi – czyli notesy, które swoje przeszły

Przy każdej możliwej okazji nadmieniam, że moje notesy – nawet te z czasów, kiedy niewiele jeszcze umiałam zrobić – są w każdym razie na pewno solidne i trzymają się kupy nawet w bardzo dramatycznych okolicznościach i przy okrutnym traktowaniu. Postanowiłam zatem, że co jakiś czas wrzucę na stronę również i notatki o tych notesach, które nosiłam ze sobą w torebce czas jakiś, notując, rysując, dając rysować dzieciom, robiąc portreciki, wklejając ważne bilety i dziwne ulotki, wtykając między kartki różne rzeczy i ogólnie robiąc to wszystko, co zużywa notesy.

Jestem bardzo, bardzo brutalnym i bezwzględnym użytkownikiem notesów. Robię im straszne rzeczy. I jeśli ze mną wytrzymują w nienajgorszym stanie, to znaczy, że wytrzymają absolutnie z każdym!

Zauważyłam zresztą, że z jakiegoś powodu moje zarysowane notesy cieszą się zainteresowaniem znajomych – więc może spodobają się również i gościom na mojej stronie?

W szafie mam całkiem spory już stosik zapisanych i zarysowanych notesików i zeszytów, ale myślę, że najważniejsze są te, które zrobiłam sama i na tych mam zamiar się skupić.

Mam nadzieję, w każdym razie, że będą one dobrym dowodem na to, że ręcznie robiony notes to wytrwały przyjaciel!

WP_20160715_17_05_10_Pro WP_20160715_17_04_11_ProWP_20160715_17_07_33_Pro WP_20160715_17_02_13_Pro