No tak prawie, no prawie, nie na serio przecież, moje smoki są dobrze utrzymane, racjonalnie karmione i w ogóle mam zaświadczenie, że jestem wzorcowym hodowcą smoków. Chodzi o notes z takim smokiem. Wężem. Wężosmokiem.
Smok jest wycięty z grubej tektury nożem, podpiłowany pilnikiem, pomalowany akrylami i polakierowany. Następnie wylądował na okładce notesu.
Ale eksperymentowałam też i w tym sensie, że po raz pierwszy dokleiłam do notesu pętelki z gumki na długopis – i chociaż proces twórczy był jakby… chaotyczny, i musiałam je wklejać nie między wyklejkę i okładkę, a na wyklejce, pod dodatkowym kawałkiem sztucznej skórki, to i tak wyszło ładnie, trzyma się porządnie i długopis grzecznie spoczywa w lekko przedłużonej okładce.
Naprawdę jestem z tego notesu zadowolona, i gdyby nie był w kratkę (a ja kratki nie używam), to pewnie zachomikowałabym go dla siebie.
Mam bowiem pewien problem z robieniem notesów dla innych ludzi. Otóż jak je już zrobię, to wcale niekoniecznie chcę się z nimi rozstawać.
A szczególnie z tak udanymi, jak ten z czerwonym smokiem.