Zielenie, liście, niespodzianki

I tu jest właśnie liść na zielonym tle. Liście dębu mają coś takiego przyjemnego w sobie, co sprawia że równie miło się je rysuje duże, jak i bardzo drobne (robiłam już coś takiego kilka razy), a dodatkowe akcenty żołędzi i gałązek sprawia, że się nie sposób znudzić.

Oprawa jest z zielonego płótna, złocona.

Przyjemność z tym notesem jest jednak głównie w tym, że próbowałam na nim zdobienia krawędzi i to w wersji ze schowanym obrazkiem. Są malowane tuszami (kolorowymi i złotym), a z wierzchu – zielone. Muszę jeszcze dopracować technikę, bo wzór spod spodu jest zbyt widoczny, ale robienie tego to dodatkowa frajda. Malutkie pędzelki, zawijaski – to coś, z czym czuję się wyjątkowo dobrze, więc można się spodziewać, że to nie ostatni notes z tak zdobioną krawędzią.

To ten drugi notes, co farba się rozlała i, no, chwyciłam za pędzelek.

Pisałam wczoraj o rozlanej farbie z markera – no więc to jest ten drugi, który malowałam ową farbą. Nie jest to jednak rzecz aż tak prosta, ponieważ tak naprawdę odcienie złota są tu trzy! Najpierw oczywiście ten rozlany – najbardziej zbliżony do mosiężnego koloru. Potem jasnozłota farbka, a na koniec – jeszcze jeden marker, w kolorze różowego złota.

Nie było czasu się zastanawiać, więc zrobiłam to, co mi wychodzi najszybciej i najbardziej naturalnie – narysowałam Jakiś Motyw Ozdobny. Ale żeby to nie brzmiało jak robota na łapu-capu, to należy wziąć pod uwagę, że: malowanie odbyło się na starannie zrobionym notesie oprawionym w sztuczny niebieski zamsz (ostatni kawałek) z ręcznie malowaną szaro-złotą wyklejką mojego osobistego autorstwa (nie żaden wypadek), że dodatkowe odcienie złota i cały motyw zostały starannie odrobione, i wreszcie – że notes wygląda bardzo przyzwoicie.

Podążaj za gwiazdą

Notesy z czarnymi kartkami zawsze obserwuję bardzo pilnie, ponieważ wybierają je sobie różne typy oryginałów – a to poeci, a to Mistrzowie Gry – i miło sobie wyobrażać, co – i czym – będą w nich pisali. Albo rysowali. A że oryginałom, jak nikomu, potrzebna jest jakaś mapa niewyrażonych sfer, to ten notes zrobiłam właśnie taki.

Ma, jako się rzekło, czarne kartki, a wyklejkę z arabeską, która kojarzy mi się z labiryntami i zawiłymi myślami. Oprawa obłożona jest ciemnozielonym papierem i pomalowana złotą farbą, cienkimi pędzelkami.

Niestety, trochę sama sobie pewnie przekłuję balonik, wyznając, że wyszło jak wyszło, ponieważ planowałam rysunek wykonać olejowym markerem, ale marker się tak trochę popsuł, i chciałam go przepchnąć szpilorkiem, i farba mi się wylała na talerzyk, i musiałam ją potraktować pędzelkami i pomalować jeszcze jeden notes, o czym jutro 🙂

Niemniej jednak, notes prezentuje się, moim zdaniem, elegancko.

Szycie, szycie…

Oprócz notesów, zbiera mi się okazjonalnie na różne inne różności, na przykład – haft, albo zabawę z żywicami, albo rysowanie, albo ogrodnictwo albo co tam jeszcze. Ostatnio zaś ośmieliłam się nawet, żeby czasem coś uszyć.

Mamy malutką, zabawkową maszynę do szycia, która jednak jest w pełni funkcjonalna i niejedno już przeżyła bez marudzenia: bean bags do pokojów moich synów, poduszki, maseczki i tym podobne. Kupiłam sobie jednak piękne pisaki do tkanin i wzięło mnie, żeby spróbować zakupowych wielorazówek. Mam wciąż sporo różnych tkanin i z właściwym sobie entuzjazmem zabrałam się do ich krojenia i szycia. Znaczy, takie to tam krojenie i szycie, ale wiadomo, o co chodzi – żeby poczuć, że się robi coś samemu! znowu!

Najpierw uszyłam taką torbę mojej pięknej Bratowej. Potem – uroczej koleżance syna. A wczoraj pierwszą, którą wreszcie porządnie sfotografowałam, dla miłej Sąsiadki. To mniejsze, co widać na zdjęciach, to ściągany sznureczkiem woreczek na drobne zakupy. Wszystko – jak mnie zapewnia etykieta pisaków – można prać, więc no waste jak należy.

Zawsze się smok przyda

Co tu dużo mówić, smok to motyw zdobniczy popularny, sympatyczny i w ogóle. Mieć smoka na notesie to trochę tak, jakby mieć go po swojej stronie, a nikt mi nie powie, że w naszych ciężkich czasach nie przyda się jakieś wsparcie.

Ten notes ma być nie tylko smokiem, ale wszystkim użyteczny 🙂 Ma twardą oprawę, malowaną właśnie w motyw smoka na przepięknym płótnie introligatorskim – uwielbiam je, ma taką fakturę gładziutką i elegancką. W środku jest wyklejka, moim zdaniem bardzo przyzwoicie pasująca do smoczego motywu, oraz kilka rodzajów kartek.

Bardzo lubię te notesy ze smokami, bo dając komuś notes ze smokiem tak jakbym posyłała takiego stwora na odsiecz. Dobrze wygląda?

Panience, na pamiątkę

Czy to nie jest absolutnie uroczy pomysł? Pewna pani opiekowała się malutką dziewczynką. Kiedy nadeszła chwila, że dziewczynka dorosła nieco i miała pójść do przedszkola, pani chciała dać jej coś na pamiątkę – coś wyjątkowego.

I postanowiła dać notes.

Miał być dziewczęcy, z ozdobami w ulubionych kolorach dziecka, ale też i taki, żeby nie wydał się jej infantylny, gdy dorośnie. Miał mieć też miejsce, żeby tam wsunąć wspólne zdjęcie.

Uznałam ten pomysł za bardzo piękny i naprawdę bardzo się starałam. Wszystko było robione z wielką uwagą – od doboru papieru, docinania kopertki na zdjęcie, ręcznego robienia wyklejek, przez dobór galanterii, dopasowanie etui i w końcu malowanie i złocenie inicjału.

W efekcie powstało coś takiego – myślę, że powinno spełnić swoją rolę. Bardzo mi się ten projekt podobał i ogromnie cieszył mnie kontakt z osobą przywiązującą taką wagę do relacji z bliskimi, do pamięci i do uczuć.

Niby szybko…

 

ale wyszło naprawdę ładnie, czysto i wyraźnie. Miałam notes właściwie gotowy – zresztą technicznie bardzo udany, schludny i z miłą, ciepłą kolorystyką, ale czegoś mu brakowało, a tu zbliżał się wielkimi krokami wyjazd na ComicCon. Nie namyślając się długo, chwyciłam za kolbę i od ręki, nawet nie rysując niczego na folii poza oczywiście kółkiem, bo regularne kółko od ręki jest absolutnie nieosiągalne dla mnie, machnęłam całe złocenie.

Tak jak podejrzewałam, dodało z miejsca charakteru temu notesowi i w efekcie zrobił się całkiem inny, taki jakby przygodowy, i teraz służy już dobrze – opuścił mnie podczas ComicConu 🙂

No więc niby jednym pociągnięciem, od razu, bez zastanowienia, a jednak… Nie ma co przesądzać, czasem w natchnieniu też wychodzi tak jak należy.

Zeszyciki

Zrobiłam materiałoznawcze odkrycie – kupiłam i zaczęłam wykorzystywać coś, co nazywa się Washable Paper albo CraftPap. Jaka to jest fajna rzecz! Wygląda jak karton, ale jest takie jakby bardziej mięsiste i niebywale mocne – ze sfilcowanych włókien celulozowych, jak piszą na stronie sklepu. Można to szyć, miąć, ciąć, kleić, a nawet prać (czasem to niezbędne do uzyskania pożądanego efektu – na przykład kiedy chcemy mieć coś podobnego do skóry). Można na tym także – sprawdziłam z fascynacją – rysować, malować farbami i tuszami, złocić, a nawet wypalać.

Oczywiście CraftPap idealnie nadaje się do różnych introligatorskich prac. Mam w planach takie bardziej skomplikowane, ale na razie zrobiłam kilka prostych zeszycików – szytych i klejonych – z wykorzystaniem tego materiału do okładek. Te brązowe są malowane akwarelami i tuszem, a te zielone – złocone! Prawie wszystkie powędrowały już do różnych sympatycznych osób i mam nadzieję, że w użytkowaniu także się sprawdzają.

 

Dwa notesy w słońcu

Kupiłam piękny, sztuczny zamsz w kilku kolorach, trochę na wariata, bo nie miałam pojęcia, czy to w ogóle się nadaje do oprawiania. Ale całe szczęście okazało się, że tak. Złocenie wygląda na nim trochę dziwnie, i ciężko zrobić wyraźny rysunek – podobnie jak na zwykłym zamszu oczywiście. Ale to nie oznacza, że zupełnie niczego nie da się z tym zrobić.

Natomiast materiał przepięknie przyjmuje farby! Nic się nie rozlewa ani nie robi głupich dowcipów, ma się pełną kontrolę nad efektami i bardzo mi się to podoba.

Niemniej jednak, gładki sztuczny zamsz też jest bardzo wdzięczny i wygląda ślicznie, więc robiąc okładki z tego jednego kawałka ciepłożółtego materiału jedną zrobiłam ozdobioną, a drugą – gładką.

Mniejszy, zdobiony, jest właśnie malowany i złocony, nie za gruby, w poręcznym formacie. Większy, o biało-żółtych kartkach i ślicznej wyklejce w stylizowane motyle, jest bardzo miły i kiziaty (trafił zresztą w miłe rączki pewnej panienki, która odwiedziła niedawno nasz dom – Emilki, która ozdobiła go sobie wedle własnego upodobania).

Ale na pewno jest ten zamszyk obiecujący i warto z nim pracować.

O, takie są efekty:

Dziewczyna z miotłą

Bladofioletowy notes o kolorowych kartkach aż się prosił o kobiecą dekorację. Nawet zakładeczkę ma ażurową w kwiatki – przyznam, że robiąc go z każdą chwilą bardziej nabierałam rozmachu.

No idealnie dla dziewczynki.

Jednocześnie jednak chodziło za mną coś… coś jak Harry Potter i w ogóle cały świat Rowling, na którym uczyłam się przecież fandomowego życia. Tak jest. Harry Potter, i dziewczyna, i notes, z czym też się to może kojarzyć?

Mnie skojarzyło się z Ginny Weasley, jedną z fajniejszych bohaterek tych książek, a jeśli z nią, to i z latającymi miotłami. W końcu specjalność Ginny to gra prowadzona na latających miotłach.

Ten ciąg logiczny doprowadził mnie do powstania poniżej prezentowanego notesu. Fioletowa okładka jest z pięknej tapety od cioci, a ilustrację na okładce zrobiłam akwarelami i olejnymi flamastrami. Wspomniana ażurowa zakładka pięknie pasuje do całości i lubię sobie myśleć, że Ginny Weasley mogłaby sobie, zamiast w podejrzanym notesie z nieznanego źródła, pisać pamiętnik w moim notesie. Jestem prawie pewna, że nie jest przeklęty przez żadnego mrocznego czarnoksiężnika.