Matematycznie, specjalnie

Jedno z najbardziej uroczych zadań, jakie miałam przed sobą przed świętami, to było zrobienie kalendarza z doszytym notesem dla Pani uczącej matematyki. Na okładce miały być różne cyferki i wzory, i wykresy, ale nie tylko – dodatkowo powinny się też były na niej znaleźć, odrysowane wedle zdjęcia, trzy domki letniskowe.

I słońce.

Można sobie wyobrazić, że tak precyzyjnie określone życzenie wymagało starannego projektu. Usiadłam więc z linijką i cyrklem, a ponieważ moja pamięć nie potrafiła przywołać absolutnie żadnego wzoru ani wykresu matematycznego poza twierdzeniem Pitagorasa oraz Pi do dwóch miejsc po przecinku, otworzyłam również różne strony, które kusiły, że zawierają różne całki i inne różniczki (…wyniczki odejmowanka…). Nie no, naprawdę, mój szacunek do ludzi ogarniających matematykę jest bardzo wielki. Ja to jednak głównie to, czego używam, czyli po prawdzie niewiele.

Jednakowoż po długiej i mozolnej pracy koncepcyjnej wzór narysowałam i wykreśliłam, uwzględniając także zamówione domki, cokolwiek geometryczne słońce i w ogóle. Zszyłam kalendarz z dodatkowym papierem. Wyklejki zaprojektowałam w bardzo delikatne, tu i ówdzie muśnięte na złoto też różne takie matematyczne, na niebieskim tle. Okładka – w granatowe, moje ulubione płótno. I złocenie wedle wzoru.

Jeju, jaką ja miałam tremę! Ostatecznie dla mnie nie byłoby żadnej różnicy, czy gdzieś wpiszę x czy y, ale Właścicielce pewnie by zrobiło… więc się bardzo pilnowałam, żeby gdzieś nie zgubić jakiejś ważnej cyferki czy co.

Ogólnie jednak jestem całkiem dumna z efektu. Jak na gruby kalendarzonotes, nie jest to nawet straszliwa cegła – co zawdzięcza częściowo użyciu dwóch warstw beermaty jako okładki zamiast bardziej zbitej tektury, przyjemnie leży w ręce, a poza tym ma złocenie, jakiego na sto procent nie ma nikt na świecie – uszyte dokładnie pod konkretną Właścicielkę.

Mam nadzieję, że Właścicielka się ucieszyła – mnie na pewno byłoby miło, gdyby ktoś tak dobrze mnie znał i chciał dla mnie prezentu tak bardzo zaadresowanego właśnie do mnie.

Panience, na pamiątkę

Czy to nie jest absolutnie uroczy pomysł? Pewna pani opiekowała się malutką dziewczynką. Kiedy nadeszła chwila, że dziewczynka dorosła nieco i miała pójść do przedszkola, pani chciała dać jej coś na pamiątkę – coś wyjątkowego.

I postanowiła dać notes.

Miał być dziewczęcy, z ozdobami w ulubionych kolorach dziecka, ale też i taki, żeby nie wydał się jej infantylny, gdy dorośnie. Miał mieć też miejsce, żeby tam wsunąć wspólne zdjęcie.

Uznałam ten pomysł za bardzo piękny i naprawdę bardzo się starałam. Wszystko było robione z wielką uwagą – od doboru papieru, docinania kopertki na zdjęcie, ręcznego robienia wyklejek, przez dobór galanterii, dopasowanie etui i w końcu malowanie i złocenie inicjału.

W efekcie powstało coś takiego – myślę, że powinno spełnić swoją rolę. Bardzo mi się ten projekt podobał i ogromnie cieszył mnie kontakt z osobą przywiązującą taką wagę do relacji z bliskimi, do pamięci i do uczuć.