Gdyby przypadkiem z jakiegoś powodu pozostawało to jeszcze niezadeklarowane, deklaruję: uwielbiam rysować gałązki. Jak nie wiem, co bym to sobie narysowała, rysuję gałązki (i pnącza, i ciernie, takie różne). A jednak, biorąc to pod uwagę, motyw gałązki wciąż nie jest dostatecznie reprezentowany w moich notesach.
Pora to poprawić.
Ten notes jest… mmmm…. mmmmmm… tylko go pogłaszczcie (ahahaha, nie możecie, a ja mogę, ale oczywiście kto go sobie nabędzie, ten też będzie mógł). Oprawiony w naturalną skórę, zrobiony z kremowego i brzoskwiniowego papieru, lekko sztywnego, z piękną wyklejką w arabeskę.
I na okładce ma gałązkę, w ramce taką.
Najpierw powstała ramka, bo mi się bardzo w ogóle podobają ślepe tłoczenia (ślepe, czyli takie bez złoceń, po prostu zagłębienia w skórze). A potem gałązka, z owockami, ponieważ odkryłam, że piękne, okrągłe zagłębienia tłoczy w skórze… moje szpejo do rzeźbienia w FIMO. Mam nadzieję, że go sobie nie zniszczę tym rozgrzewaniem.
Nie wiem jak komu, ale mnie się ta okładka strasznie podoba. Na takiej nieroślinnie wyprawianej skórze tłoczenie nigdy nie będzie takie czyste ani głębokie jak na roślinnej, ale efekt jest za to bardzo delikatny i wręcz poetyczny.