Żabi król

Robiłam niedawno takie zbliżone do kwadratu notesy, do których okładki sklejałam z dwóch warstw beermaty. Taka tektura jest znacznie lżejsza niż typowa szara, nawet kiedy się użyje dwóch warstw, i jest bielutka. Zostały mi więc niewielkie, odcięte od formatu a5, białe tekturki. Wyrzucić? No gdzieżby! Lepiej sprawdzić, jak się na takiej beermacie zachowają różne media.

Okazało się, że zachowują się całkiem znośnie. Moje ulubione cienkopisy z niezmywalnym tuszem niestety za bardzo się na nich rozlewają, ale kiedy człowiek rysuje zdecydowanie i szybko, to nie zdążą 🙂 A do akwareli to już w ogóle świetnie się nadają, chociaż gotowe obrazki musiałam suszyć pod obciążeniem marmurowej kostki, bo się nieco wyginały.

Hajda zatem, malować po beermacie! Na razie wyprodukowałam cztery obrazki, każdy nieco węższy od smartfona i podobnej długości. A po co taki format? A po to, żeby je wkleić na okładki nowych notesów, rzecz jasna.

Wymagało to okładki z wgłębionym okienkiem. Zrobiłam więc okładkę z okienkiem. Obłożyłam prześlicznym, czerwonym płótnem, na którym dodatkowo moją kolbą do wypalania, którą oblatuję zwykle złotą folię, wytłoczyłam ramki na obu stronach okładki. W okienko wkleiłam pierwszy z obrazków na beermacie: żabiego króla z kluczem w łapce. Potem natomiast w obrazku zrobiłam dziurę, a w dziurze wkleiłam żywiczny klejnocik z czerwonym wzorem, na który specjalnie obmalowałam zawczasu miejsce na obrazku. On prześlicznie zbiera światło – nie wiem, czy można to docenić na zdjęciach, ale naprawdę wygląda jak coś magicznego.

A co w środku? W środku normalny papier, ale z dwoma składkami zielonego i czerwonego papieru. Czerwono-zielony wzór pięknych wyklejek z papieru Pepin. Kapitałki czerwone, ale wstążeczka na zakładkę – zielona! Jak widać, zestawienie czerwonego z zielonym mnie nie opuszcza w tym roku.

Co z tego wszystkiego wyszło? Ano bardzo ładny notes wyszedł. Wprawdzie kolba do wypalania w drewnie nie jest idealnym narzędziem do ślepych tłoczeń, niestety, ale wydaje mi się, że wcale nie wygląda to fatalnie. A żaba w okienku na tle tej pięknej czerwieni to naprawdę bardzo efektowny obraz.

Gałązeczka

Gdyby przypadkiem z jakiegoś powodu pozostawało to jeszcze niezadeklarowane, deklaruję: uwielbiam rysować gałązki. Jak nie wiem, co bym to sobie narysowała, rysuję gałązki (i pnącza, i ciernie, takie różne). A jednak, biorąc to pod uwagę, motyw gałązki wciąż nie jest dostatecznie reprezentowany w moich notesach.

Pora to poprawić.

Ten notes jest… mmmm…. mmmmmm… tylko go pogłaszczcie (ahahaha, nie możecie, a ja mogę, ale oczywiście kto go sobie nabędzie, ten też będzie mógł). Oprawiony w naturalną skórę, zrobiony z kremowego i brzoskwiniowego papieru, lekko sztywnego, z piękną wyklejką w arabeskę.

I na okładce ma gałązkę, w ramce taką.

Najpierw powstała ramka, bo mi się bardzo w ogóle podobają ślepe tłoczenia (ślepe, czyli takie bez złoceń, po prostu zagłębienia w skórze). A potem gałązka, z owockami, ponieważ odkryłam, że piękne, okrągłe zagłębienia tłoczy w skórze… moje szpejo do rzeźbienia w FIMO. Mam nadzieję, że go sobie nie zniszczę tym rozgrzewaniem.

Nie wiem jak komu, ale mnie się ta okładka strasznie podoba. Na takiej nieroślinnie wyprawianej skórze tłoczenie nigdy nie będzie takie czyste ani głębokie jak na roślinnej, ale efekt jest za to bardzo delikatny i wręcz poetyczny.