– lubię czerwone notesy. Mają jakby więcej energii, prawda?
A ten to już w ogóle ma mnóstwo energii w sobie, albowiem nie da się ukryć, że jej ze mnie niemało wyssał. Był pracochłonny, nie ma co.
Okładka ma skórkowy grzbiet, resztę zaś – z czerpanego papieru z ładnie widocznymi włóknami, ale naklejony jest on na warstwę gąbeczki – okładka jest sztywna, ale mięciutko wyściełana.
I jeszcze ten ornament – rzeźbiłam go upojnie dość długi czas. Mam nadzieję, o bogowie, mam nadzieję, że to widać. W tym samym fimo, które można było oglądać na poprzednim czerwonym notesie, jakby mniej pracochłonnym niż ten.
Format ma odrobinę większy, niż torebkowy, ale wciąż zgrabny – i w ogóle uważam go za całkiem ładny egzemplarz.
elegancja-nonszalancja, ot, co!