Auuuu!

Złocenie jest bardzo ciekawą techniką i uczę się coraz więcej. Najtrudniej jest tak dobrać szkic, żeby najważniejsze kreski były jak należy złote, żeby dodać rysunkowi dynamiki delikatniejszymi kreseczkami – a wszystko to przy użyciu dość grubego narzędzia, które szybko zmienia temperaturę i trzeba sprytnie nim operować, żeby utrzymać je nie za zimne i nie za gorące… Auuuuuu!

To nie wilk, to ja zawyłam, kiedy sobie oparzyłam palec 🙂 Ale jak ze wszystkim – im więcej się próbuje, tym więcej pewności w ręku.

Ale to tylko złocenie, a ten notes w ogóle jest fajny – trochę mniej ozdobny, niż kilka poprzednich, ale starannie zrobiony i dobrze leżący w ręku.

Uszyłam blok z szarego papieru 120 g, wyklejki są z eleganckiego papieru z motywem złotego kółka. To dlatego złocenie na skórce, przyklejone na okładce, też jest okrągłe. Okładka jest twarda, a do jej obciągnięcia użyłam jednego z tych malowanych płócienek, które ostatnio suszyłam na sznurkach 🙂 Efekt jest naprawdę zadowalający – powściągliwy i stylowy. A ta zieleń jest naprawdę śliczna.

O, proszę:

 

Dzień na farbowanie

Pokazywałam już szycie, pokazywałam różne techniki  w które wetknęłam nos, ale nie pokazywałam chyba malowania płótna. A bardzo to lubię! Ponieważ cenię sobie recykling i upcykling i co tam jeszcze, mam stosik różnych płóciennych rzeczy i co jakiś czas biorę te płótna i gruntuję, i wykorzystuję do różnych oprawek i tym podobnych.

Czytałam dość szeroko o historycznych metodach gruntowania tkanin do prac introligatorskich, ale pasowały mi one bardziej do klejenia klajstrami, które mnie jest potrzebne raczej do skór, niż do płócien, i które mnie jakoś tak zawsze denerwuje – i  końcu uznałam, że jak tak wezmę i pomaluję płótno farbą akrylową, to z klejem CR powinni się polubić.

Jak na razie się sprawdza. Pewnie to nie jest tak zupełnie profesjonalne, ale notes to nie jest szesnastowieczna oprawa, ma być po prostu trwały na miarę notesową i ładny, a do tego celu wystarczą akryle. Doświadczenie wykazuje, że się i one nieco wycierają, ale – nieprędko!

W załączeniu zatem – różne fazy i zabawy z malowaniem płótna, które dzisiaj przygotowywałam, korzystając z przepięknej pogody.

Oghamy jakieś takie

Krzywo mi się skórka przykleiła, stwierdziłam ponuro, patrząc na – w założeniu – całkiem klasyczny, normalny notes ze skórzanym grzbiecikiem. A wszystko inne takie fajne: równiutki blok z naprzemiennych białych i kremowych kartek (120 g), i zieloniutka zakładka, i zielone wyklejki, i udatnie ufarbowane płótno. No do licha, do licha i jeszcze raz do licha. Odczułam Głęboki Smutek, po czym stwierdziłam, że trzeba wykorzystać starą mądrość IT: it’s not a bug, it’s a feature.

I wszystko to potraktowałam na złoto różnymi krzywymi runami, futhorkami, oghamami i tym podobnymi, bez żadnego porządku, z wykorzystaniem obrazów pochodzących z kościanych i kamiennych zabytków. Na złoto, ma się rozumieć, moim ulubionym tuszem.

Zajęło mi to oczywiście jakieś 42039847 lat, ale, szczerze mówiąc, w tych wszystkich głupich chorobach należy zawsze być wdzięcznym Panu Bogu, jak jakiś czas nie jest stracony, a czas spędzony w warsztaciku nigdy nie jest stracony.

No i wprawdzie skórka nadal jest krzywo, ale myślę, że osiągnęłam cel: mnie zdecydowanie przestało to przeszkadzać, i mam nadzieję, że innym też nie będzie.