Krzywo mi się skórka przykleiła, stwierdziłam ponuro, patrząc na – w założeniu – całkiem klasyczny, normalny notes ze skórzanym grzbiecikiem. A wszystko inne takie fajne: równiutki blok z naprzemiennych białych i kremowych kartek (120 g), i zieloniutka zakładka, i zielone wyklejki, i udatnie ufarbowane płótno. No do licha, do licha i jeszcze raz do licha. Odczułam Głęboki Smutek, po czym stwierdziłam, że trzeba wykorzystać starą mądrość IT: it’s not a bug, it’s a feature.
I wszystko to potraktowałam na złoto różnymi krzywymi runami, futhorkami, oghamami i tym podobnymi, bez żadnego porządku, z wykorzystaniem obrazów pochodzących z kościanych i kamiennych zabytków. Na złoto, ma się rozumieć, moim ulubionym tuszem.
Zajęło mi to oczywiście jakieś 42039847 lat, ale, szczerze mówiąc, w tych wszystkich głupich chorobach należy zawsze być wdzięcznym Panu Bogu, jak jakiś czas nie jest stracony, a czas spędzony w warsztaciku nigdy nie jest stracony.
No i wprawdzie skórka nadal jest krzywo, ale myślę, że osiągnęłam cel: mnie zdecydowanie przestało to przeszkadzać, i mam nadzieję, że innym też nie będzie.