Z owocami

Był taki notes, który mi się  ohydnie rozjechał. Znaczy, zrozummy się dobrze: jak próbowałam go rozbebeszyć, żeby oddzielić okładkę od bloku i inne elementy, to po dłuższym mocowaniu się zrezygnowałam, chwyciłam za nóż i oberżnęłam co się dało, bo nie szło tego rękami rozerwać ani w ogóle zdemontować inaczej – kolejny dowód na to, że robię te notesy naprawdę mocne. No ale wizualnie się jakoś tak rozjechał. Był jeden z wcześniejszych, więc czuję się usprawiedliwiona. Tak troszeczkę.

W każdym razie postanowiłam oprawić go na nowo. Oszlifowałam i przystrzygłam blok kartek, wybrałam nowe wyklejki. Dałam nową zakładkę i kapitałki. Docięłam okładkę ponownie, bo chociaż poprzednia miała całkiem całe tekturki, to oderwanie od nich płótna i innych rzeczy okazało się KOMPLETNIE niemożliwe.

Obłożyłam okładkę tą udawaną skórką, co mi tak dobrze służy (Ciociu, dziękuję nieustająco). Na wierzchu namalowałam akrylami drzewko, ale właściwie nie wiem czemu dokładnie – tak mi w duszy zagrało. I dokleiłam szkiełka, żeby się błyszczało też. Wyglądają jak owocki, jakoś tak optymistycznie, choć drzewo jest bezlistne. Może drzewo dostało jakimś huraganem, ale nadal ma piękne owoce – te rzeczy, rozumiecie 🙂

I tak to sobie teraz wygląda.

Smok głodny być nie może

– i u mnie nie będzie! na tym małym notesiku ma co jeść – obok rysunku na tkaninie srebrnym tuszem przykleiłam trzy szkiełka – kryształkowe, prawda, boróweczki.

Notes jest może mały, ale sympatyczny. Obłożyłam go ślicznym, gładkim materiałem w fioletowym kolorze, a na wyklejkę zużyłam ostatni mój kawałek papieru Pepin z chińskiego zeszytu. Oprawka jest twarda. Jedynym brakiem jest brak zakładki, a to dlatego, że żywcem zapomniałam jej wkleić i zorientowałam się o wiele za późno; ale powtarzam sobie, że jeszcze smok mógłby sobie pomyśleć, że to smycz, a jaki szanujący się smok lubiłby chodzić na smyczy?!

Powstrzymajcie moją rękę…

albowiem robiąc ten notesik przeżyłam prawdziwy zdobniczy odjazd. Przyklejałam to wszystko jak szalona, bo jakoś tak w głowie mi się zakodowało, że im więcej będzie na nim błyskało, tym będzie bardziej oczywiste, jak bardzo jestem wdzięczna i ile przyjaznych uczuć kłębi mi się w środku.

Ten notesik bowiem był prezentem pod choinkę – dla Ani, która w moim imieniu nieustraszenie zagłębia się w ohydne odmęty Facebooka, która poza tym jeszcze niezliczoną ilość razy wytłumaczyła mi, jak działają Różne Straszne Rzeczy w Realnym Świecie i która na dodatek uważa, że zwalanie jej na Pyrkonie na głowę stoiska na długie godziny to dobra zabawa. No więc zrozumiałe jest, że co przykleiłam jedną błyskotkę, to przepełnione wdzięcznością serce domagało się kolejnych 🙂

Ale się udało. Jestem z niego zadowolona – a co ważniejsze, zadowolona jest też i właścicielka, która moje błyskotkowe opętanie życzliwie skomentowała, że każda z nas okazjonalnie ma w sobie coś ze sroki 🙂

 

wp_20161205_12_25_31_pro

wp_20161205_12_25_38_pro

wp_20161205_12_25_51_pro