Z piskiem opon

Muszę tu przyznać, że jako matka synów poniosłam pewną bardzo dotkliwą klęskę: nigdy nie nauczyłam się rysować im porządnych aut. Statki pod żaglami – proszę bardzo. Zamki, rycerze i smoki? Jak najbardziej. A autka wychodziły mi, i nadal wychodzą, jakieś takie pokraczne. Nijak im do tych gładkich, seksownych dizajnów, rysowanych przez opalonych milionerów o śródziemnomorskiej urodzie.

Tajemnica kryje się tu być może w fakcie, że samochody w ogóle do mnie nie przemawiają. Umiem się, jak najbardziej, ucieszyć, kiedy ktoś sympatyczny dzieli się ze mną swoją pasją do nich, doceniam ich użyteczność, ale kurczę, no nie mówią do mnie one nic, może poza tym, żebym zapięła pasy. I przyszła kryska na Matyska… Albowiem przyszło mi robić kalendarz dla prawdziwego wirtuoza kierownicy i znawcy przedmiotu, natchnionego instruktora jazdy i miłośnika motoryzacji. Można sobie wyobrazić, jak straszliwie byłam stremowana.

Ale minęły już czasy, kiedy taka sytuacja kazałaby mi powiedzieć skromnie „o, nie, tego to może jednak ja nie umiem”. Obecnie stosuję zupełnie inną strategię: kiedy słyszę szaloną rzecz, której nigdy jeszcze nie robiłam i której pojęcia nie mam, czy sprostam, mówię, nadal skromnie: „ależ jasne, to świetny pomysł, zaraz coś wymyślimy!” – a potem, oczywiście, idę do łazienki, żeby przez pięć minut dla uspokojenia obgryźć paznokcie i potłuc głową w ścianę.

Nie rozgadując się już więcej, oto kalendarz na temat Alfa Romeo 🙂 Jakoś tak mi się zafiksowało, że Właściciel kalendarza, mój Stryj, lubi te samochody, przynajmniej wnioskując z tego, że na tablicowej ścianie pokoju mojego starszego syna wpisał się rysuneczkiem jednego z nich. Nie było szans, żebym sama z siebie dokonała tu jakichś cudów, poszukałam więc dostępnych w sieci planów, szkiców, reklam i wizji artystycznych różnych modeli Alfa Romeo i zestawiłam je w wyklejki. Swoją drogą, serio, podziwiam te wszystkie plany techniczne, są naprawdę bardzo piękne.

Następnie oprawiłam kalendarz (plus doszyty zeszycik 🙂 ) w czarne płótno. Jakoś tak wyszło, że ostatnio dużo go używam! Na czarnym płótnie natomiast… Wdech – wydech!…walnęłam, przyznaję, że według zdjęcia, rysunek wyzłocony folią na gorąco, a przedstawiający Alfa Romeo, ten taki zeszłoroczny model Quadrifoglio. Oczywiście jeszcze kilka dni wcześniej pojęcia nie miałam, że coś takiego w ogóle istnieje, albowiem nigdy jeszcze nie łamałam sobie głowy, na co wydam zbywające mi 480 tysięcy złotych. Jednakże samochód wydał mi się ładny i na dodatek znalazłam przyjemne dynamiczne zdjęcie. Nie ma sposobu, żeby te wszystkie detaliki tak naprawdę idealnie oddać w złotej folii – by się one rozmazały ze sobą po prostu – ale zawzięłam się i złociłam jak nakręcona. Dwa razy się poparzyłam!

Ale było warto, bo pomściłam wszystkie moje macierzyńskie porażki: autko wygląda po mojemu naprawdę w porządku, a Stryj wprawdzie jest człowiekiem uprzejmym i raczej by mi nie powiedział, gdybym całkowicie nawaliła, ale wydaje mi się, że mu się spodobało.

Uff! To się nazywa wyjść, a właściwie wyjechać, i to z piskiem opon, poza swoją strefę komfortu.