Ufarbowane na brązowo płótno aż się prosiło o coś… jesiennego. Ale nie aż tak, jak powiedzmy kasztany, tylko… no… takiego luźno mi się kojarzącego z jesienią. I w końcu pomyślałam: lisek! Tak żeby sobie spał (bo jak wiadomo, kiedy idzie oto jesień, człowiek tylko leżałby i spał. No to pewnie lisek jeszcze bardziej).
Jest więc notes z liskiem, wyzłoconym na malowanym płótnie. Ma ten przyjemny format nieco mniejszy od zeszytowego, i jest zrobiony z kartek w kratkę i gładkich. No naprawdę, strasznie mi się to podoba – dokładnie w ten sposób najlepiej widać, jak bardzo inne są ręcznie robione notesy.
Wyklejkę też dobrałam tak, żeby pasowała do liska, i do jesieni (jeśli nie mam dobrego powodu, żeby tego nie robić, trzymam się chętnie papierów Pepin, o ile są na jakiejś przyjemnej wyprzedaży, do licha). Wykończyłam skórkową kapitałką i czerwoną zakładką.
Jest pod babie lato? Jest.