Mają w zwyczaju się strasznie rozwalać po jakimś czasie, prawda? Rozlatują się im okładki albo się rozklejają. A z samego faktu, że to ukochane książki, wynika także i to, że nie chciałoby się ich tracić. I żeby to nadal było TO wydanie.
Nota bene, kupiłam sobie kiedyś NIE TO wydanie „Szpetnych czterdziestoletnich” Agnieszki Osieckiej i kompletnie nie mogłam go czytać – żadnym sposobem – do tego stopnia, że musiałam się zaopatrzyć wreszcie z TO wydanie, z ilustracjami Młodożeńca.
No więc książki ukochane powinno się naprawiać, i właśnie odważyłam się naprawić oprawę mojego „Władcy Pierścieni”, a ściśle mówiąc, pierwszego tomu na razie.
Bardzo już był sfatygowany ten egzemplarz, a przy tym nigdy mi się nie podobała okładka. Blok był kompletnie rozjechany, wyklejka naddarta, grzbiet w strzępach – tu w zasadzie nie widać, jak bardzo, ale to moje jedyne zdjęcie stanu poprzedniego.
No więc odcięłam okładkę, obłożyłam ją moim ulubionym kanapowym materiałem, wymieniłam tasiemki, wzmocniłam grzbiet, podkleiłam uszkodzenia, dodałam wyklejkę…
Nie mam niestety gilotyny tak potężnej, żeby mi ładnie obcięła cały gruby blok, więc krawędzie pozostały przybrudzone, ale naprawdę jest o wiele lepiej.
Mam zamiar jeszcze namalować Nazgula na przedzie okładki, a Pierścień Władzy na grzbiecie – i będę naprawdę zadowolona.
Najbardziej chyba z tego, że nie zniszczyłam sobie niczego i odkryłam, że umiem też naprawić książkę, co wbrew pozorom jest o wiele trudniejsze, niż jej zrobienie od podstaw (przynajmniej dla mnie).
Drogie ulubione książki, nadchodzę 🙂
[Nieco później: Uważam, że Nazgul wyszedł jak należy:
Pierścień jest, oczywiście, złoty. ]
Och następnym razem przywiozę mojego Tolkiena! Całkowicie w częściach, kartki osobno, ale to jest TO wydanie (Czytelnika chyba), z przepięknymi ilustracjami na okładce! Więc naprawa będzie musiała jakoś TE ilustracje zachować 🙂
To się, oczywiście, da zrobić. Hmm. Jakie Ty możesz mieć wydanie, tak się zastanawiam, skoro kartki osobno?…
Klejone książki, dodam od razu, naprawia się jeszcze gorzej i nie wiem, czy potrafię to dobrze zrobić bez większej prasy, ale pewnie zanim się zobaczymy, niemało się jeszcze nauczę 🙂
O takie http://www.lodz.tpsa.pl/icons2/CiA202.jpg
I nikt mi nie powie że Orthank wyglądał inaczej. On wyglądał DOKŁADNIE TAK.
Kocham to wydanie, niestety było FATALNIE klejone i jest w FATALNYM stanie ale to jest TO wydanie i nie chcę żadnego innego 🙂
ACH. Dokładnie takie było moje pierwsze wydanie 🙂 To samiusieńkie. Zaczytałam te tomiki absolutnie na śmierć i mój Ojciec dał mi je do oprawienia. Niestety, od razu mówię, że nic to nie pomogło – są bardzo źle klejone, istotnie, i na złym papierze, i nawet bardzo pięknie oprawione w twardą oprawę po prostu po jakimś czasie puściły. Dlatego teraz mają swoje stałe miejsce w mojej bibliotece (trzecia półka od góry po prawej, z tyłu, niedaleko Cornelii Funke :D) i sięgam do nich tylko czasami. Ilustracje z okładki mam wklejone na wyklejce. Nie podchodziłam jeszcze ani razu do problemu sklejenia ich na nowo, ale mogę popróbować właściwie na swoich i powiem Ci, jakie są perspektywy.