Z czarnymi liśćmi

Miałam ten notes już od jakiegoś czasu. Ma pasiaste wnętrze (kremowe i białe kartki) i przepiękną wyklejkę z papieru Pepin w srebrno-czarno-żółte pnącza. Okładka natomiast jest obłożona uroczą okleiną w srebrnobiałym kolorze, o fakturze zmiętej tkaniny, ale tak ładnie zmiętej, żaden standard.

Kiedyś już coś z tą okładką kombinowałam, ale jak mi się wydaje bez powodzenia – w każdym razie na pewno w końcu ją pozostawiłam w spokoju i odłożyłam na bok w nadziei, że coś mnie przecież kiedyś natchnie.

I natchnęło oczywiście.

Mąż zamontował mi uprzejmie fantastyczny wysięgniczek nad moim stołem, gdzie zwisa sobie teraz na stałe dremel przedłużony wężykiem. Swobodnie sobie do niego sięgam, nie przejmując się rozwijaniem kabli i wiecznym wywlekaniem z szuflad i chowaniem po użyciu. Chwyciłam więc za urządzenie i a to nożami, a to końcówkami do szlifowania i tym podobnych, niepokojących rzeczy wyrzezałam w tekturze motyw liści.

Liście pomalowałam na czarno, a następnie pokropiłam perłową farbą (chociaż może nazbyt delikatnie bo wygląda właściwie jak zwykła biała, o rozczarowanie!). I teraz one prowadzą estetyczny dialog z tym, co ten notes ma w środku!

Czyli notes znalazł swój styl i teraz zupełnie śmiało mogę go pokazać:

Jeden komentarz do “Z czarnymi liśćmi”

Skomentuj Don Chichot Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.