Jedną z frustrujących cech szpitala jest to, że ciągle tam sprzątają. Miałam wyrzuty sumienia nawet wtedy, kiedy zostawiałam na stoliku pudełeczko farb, pędzelek i kartkę. Łatwo zgadnąć, że rżnięcie tektury nożem i szlifowanie bloków papieru papierem ściernym raczej nie wchodziło w grę. ALE oczywiście przynajmniej da się składać, szyć i kleić bloczki, a także haftować kapitałki. Co też czyniłam – no ale nie daje to takiej satysfakcji, jak wykonanie całej roboty do ostatniego dociśnięcia 🙂
Tak więc, wypuszczona chwilowo ze szpitala na wolność, rzuciłam się do ukochanej pracy i zrobiłam już kilka przyjemnych notesów. Jeden z nich, ze smoczym jajem, nawet powędrował do nowego Właściciela – i mam nadzieję, że będzie dobrze służył. Prezentuje się jak poniżej – zapomniałam zrobić fotki przed wydaniem, ale szczęśliwie dostałam zdjęcia.
Jest oprawiony w zamszową skórkę i ręcznie malowane płótno lniane. Smocze jajo jest z wyszlifowanego fimo, a napis wykonany złotym tuszem (uwielbiam tusze ostatnio!). Wyklejka jest z papieru Pepin – nieodmiennie ulubionego.
Strasznie dziwnie było mi pracować po dłuższej przerwie, ale wreszcie ręce mi służą jak należy. Co za ulga.
Miło Cię czytać z powrotem 🙂 Dużo zdrowia.
Dziękuję bardzo!
uff, zaiste ulga. Tak trzymać rękami, co to jak nowe.
no:)) oglądam notesy:)) ładne bardzo i ten zamsz aż poczułam pod palcami:))))
Dziękuję!