Dla wtajemniczonych. Pod każdym względem.

Ha! To było coś szczególnego.

Żeby zrobić ten notes, musiałam zrobić coś, czego jeszcze nie robiłam, mianowicie zaprojektować sama kratkę do pisania po koreańsku. Potem jakoś to zszyć, żeby było równo, co niestety nie do końca się udało. No i potem zabawa ze złoceniem i malowaniem! Same wyzwania i ciekawe problemy, czyli coś, co uwielbiam.

Zeszyt do pisania koreańskich znaków dostał twardą oprawę oklejoną ręcznie malowanym płótnem – ostatnio ta technika naprawdę mi dobrze idzie. Na wierzchu jest baaaaardzo precyzyjnie zamówiony napis – cytat, który ma Odniesienia według życzenia Właścicielki. Całe szczęście nie po koreańsku, bo mogłabym napisać coś niestosownego – moja znajomość koreańskiego jest absolutnie żadna.

Zastanowiwszy się nad fandomem, z którego pochodzi cytat, wybrałam jako motyw złocenia więdnące niezapominajki. Akurat były tak uprzejme, że więdły mi na klombie przed domem, więc uharatałam sobie brutalnie jedną i zrobiłam złocenie. Potem poprawiłam i wycieniowałam złocenie tuszem, a same kwiatki pomalowałam specjalnie wymieszaną z perłową – niebieską farbą akrylową, cieniusieńkim pędzelkiem.

Baaaardzo długo mi nad tym zeszło, ale biorąc wszystko pod uwagę – zeszyt jest całkiem przyjemny. Następnym razem będę wiedziała już jednak, jak sobie radzić z nietypowymi kartkami, kratkowanymi nieregularnie i dziwnie, a w ramach przeprosin za eksperymentowanie na jej zeszycie wysłałam Właścicielce oprócz zasadniczego notesu – jeszcze bloczek równo przyciętych kartek z podobną kratką.

A tak wygląda ten notes (należy zerknąć na kraaaaatkę!):

Generał Hux także nie panuje nad swoim kotem

Miłośnicy Gwiezdnych Wojen kojarzą zapewne zdumiewająco zgodnie wyznawany, a nawet potwierdzany przez Oficjalnych Specjalistów, pogląd: jeden z antagonistów z najnowszych filmów, generał Hux, jest właścicielem rudej kotki imieniem Millicent. W bardziej skrajnych wersjach, z jakimi się spotkałam, miał nawet mieć dla niej stosowną kapsułę ratunkową na statku Tych Złych.

Nikt Millicent wprawdzie nie widział, ale szczerze mówiąc – moją kotkę też mało kto widział, a jestem pewna, że gdzieś jest i o godzinie 4.30 rano przyjdzie drzeć się pod oknem, żeby ją wpuścić po nocnych hulankach. No ale moja kocica jest raczej z Ruchu Oporu, sądząc z zachowania.

Kiedy jednak dostałam intrygujące zamówienie na notes mający nawiązywać do postaci generała Huxa, wiedziałam z bezwzględną pewnością, że musi on zawierać jakieś aluzje do Millicent, nie ma wyjścia.

Zabrałam się do pracy ochoczo i muszę przyznać, że jeszcze przed wykonaniem ozdób byłam już całkiem zadowolona z efektu. Notes jest nieco mniejszy od A5, uszyty z 120 g papieru, białego jak lico generała. Aby podkreślić niewątpliwą wagę faktu, że i generał Hux, i Millicent są rudzi, dobrałam pomarańczową zakładkę. Następnie – wyklejka. Wyklejkę zrobiłam tym razem sama. Czarnym tuszem narysowałam odcisk kociej łapki, zeskanowałam, zrobiłam z niej pędzel do programu graficznego i zapełniłam łapkami kartkę A4. Dwa wydruki później obecność Millicent w notesie została zapewniona.

Pieczołowicie dobierając odcienie, pomalowałam kawałek płótna na przepisowy ciemnoszary kolor o niekoniecznie przepisowym, ale za to bardziej kosmicznym lekko perłowym połysku. Obciągnęłam tym płótnem twardą okładkę – wyszło bardzo ładnie. Wreszcie na okładce wyrysowałam na srebrno i czarno generalskie paski, dodałam logo Najwyższego Porządku (z obwódką pomarańczową zamiast czerwonej) i notes jest gotowy! Jestem z niego naprawdę, naprawdę zadowolona – to jedna z ładniejszych rzeczy, jakie kiedykolwiek wyszły spod moich rąk.

Mam teraz nadzieję, że nowa Właścicielka znajdzie w porządnie zrobionym notatniku inspirację dla swojej twórczości!

To jest TO

Chyba każdy ma czasem takie uczucie, że zrobił coś Absolutnie Tak Jak Należy. Spogląda sobie na swoje dzieło i jest mu tak ciepło na duszy, i w ogóle.

No to właśnie tak mi się zrobiło, kiedy zobaczyłam ten notes w całej okazałości, jak już pięknie wszystko wyschło i się ubiło i tak dalej. Dumna jestem jak nie wiem co.

Bo to jest naprawdę barrrrdzo ładny notes i chociaż w tym oświetleniu wygląda jakby miał dwie malutkie nierówności grzbietu, to mogę zapewnić, że NIE MA. Wszystko zrobiłam tak jak trzeba, precyzyjnie i ładnie. Rrrrrrany jakie to jest miłe uczucie!

Nie jest duży – 2/3 A5, mój ulubiony format. Ma brzoskwiniowy papier 120 g, wyklejeczki z zielonego, czerpanego papieru z pięknymi  włóknami i zieloną zakładkę.

Okładka jest twarda, obciągnięta płótnem. Zagruntowałam je sama i pomalowałam akrylami, a na wierzchu jest wzór namalowany szelakowym tuszem oraz farbą akrylową, tą samą, której użyłam do płótna.

Kapitałki – skórkowe; bardzo takie lubię. Chociaż, po namyśle, lubię wszystkie kapitałki. Ale skórkowe też.

I razem tworzy to wszystko naprawdę ładną rzecz.

Ach, jak wspaniale.

 

Pussy cat, pussy cat, where have you been? – I’ve been to London to look at the Queen.

Ten notes powędrował całkiem daleko, bo do Londynu, w ręce szalenie interesującej kobiety. Nie wystawiałam o nim wcześniej notki, bo powędrował w prezencie – a potem przygotowane zdjęcia jeszcze mi się dodatkowo gdzieś zapodziały i tak minęło już całkiem sporo czasu, i koci notesik pozostał niezaprezentowany.

Ale pamiętam, że był szalenie przyjemny w robocie. W twardej oprawie w płótnie, ze skórzanym grzbietem, ozdobiony znaną już moim Gościom metalową rameczką wywodzącą się z trzewi miksera, a w rameczce – portretem kotka na złotym tle.

Mam nadzieję, że służy dobrze!

WP_20161120_21_06_46_Pro WP_20161120_21_06_55_Pro

Mgławica

– czyli najbardziej przewidywalny efekt dziubrania się w farbach i ciapania nimi po płótnie. Dwa odcienie czerwieni z różowymi chmurkami. A tu i ówdzie kropki złotego tuszu. Całość bardzo przyjemna dla oka i serca.Okładka twarda. Grzbiet – z pięknej, wytłaczanej tapety w złotym kolorze.

W środku – kolejny szpitalny bloczek, z kancelaryjnego papieru w kratkę, wykończony ręcznie szytą oszukiwaną kapitałką. Którą następnie, żeby nie wszystko było takie znowuż idealne, zalałam sobie niechcący klejem.

Co zupełnie nie zmienia faktu, że jest to bardzo przyjemny notes, który efektownie się prezentuje i który mi się ogromnie miło robiło.

Smok głodny być nie może

– i u mnie nie będzie! na tym małym notesiku ma co jeść – obok rysunku na tkaninie srebrnym tuszem przykleiłam trzy szkiełka – kryształkowe, prawda, boróweczki.

Notes jest może mały, ale sympatyczny. Obłożyłam go ślicznym, gładkim materiałem w fioletowym kolorze, a na wyklejkę zużyłam ostatni mój kawałek papieru Pepin z chińskiego zeszytu. Oprawka jest twarda. Jedynym brakiem jest brak zakładki, a to dlatego, że żywcem zapomniałam jej wkleić i zorientowałam się o wiele za późno; ale powtarzam sobie, że jeszcze smok mógłby sobie pomyśleć, że to smycz, a jaki szanujący się smok lubiłby chodzić na smyczy?!

Corona civica

– oto podstawowe skojarzenie z dzisiejszym notesem. Przypomnę w skrócie i uproszczeniu, że było to odznaczenie rzymskie w postaci dębowego wieńca, przyznawane za uratowanie w boju życia obywatela rzymskiego. Tak sobie myślałam jakoś mgliście na temat męstwa, odwagi i siły, i sam mi wyszedł spod pędzelka motyw dębowych liści, złotym tuszem.Wspominałam już, jak bardzo lubię złoty tusz!

Sam notes jest uszyty ze zwykłego, kancelaryjnego papieru w kratkę – to jeden z bloczków, które uszyłam w szpitalu, więc jak ktoś zechce być patetyczny i górnolotny, może stwierdzić, że pasuje do tego męstwa 🙂

Ma twardą okładkę, okrytą malowanym ręcznie płótnem. Kolejny raz bawiłam się czerwieniami, tym razem celując w „przetarty”, nierówny i trochę chmurzasty efekt. Do tego piękne, także nierówno rozłożone linie złotego tuszu i już mamy dokładnie to, o co chodziło. W sam raz wszystko się świetnie nadaje do pisania epickiej fantasy 🙂 Mam też nadzieję, że przyszły posiadacz tego notesu odczuje jakoś, jaką nieziemską frajdę miałam przy pracy – absolutnie uwielbiam takie wzory, a malowanie ich, choć żmudne, daje ogromną przyjemność i satysfakcję.

Draco nobilis

Jedną z frustrujących cech szpitala jest to, że ciągle tam sprzątają. Miałam wyrzuty sumienia nawet wtedy, kiedy zostawiałam na stoliku pudełeczko farb, pędzelek i kartkę. Łatwo zgadnąć, że rżnięcie tektury nożem i szlifowanie bloków papieru papierem ściernym raczej nie wchodziło w grę. ALE oczywiście przynajmniej da się składać, szyć i kleić bloczki, a także haftować kapitałki. Co też czyniłam – no ale nie daje to takiej satysfakcji, jak wykonanie całej roboty do ostatniego dociśnięcia 🙂

Tak więc, wypuszczona chwilowo ze szpitala na wolność, rzuciłam się do ukochanej pracy i zrobiłam już kilka przyjemnych notesów. Jeden z nich, ze smoczym jajem, nawet powędrował do nowego Właściciela – i mam nadzieję, że będzie dobrze służył. Prezentuje się jak poniżej – zapomniałam zrobić fotki przed wydaniem, ale szczęśliwie dostałam zdjęcia.

Jest oprawiony w zamszową skórkę i ręcznie malowane płótno lniane. Smocze jajo jest z wyszlifowanego fimo, a napis wykonany złotym tuszem (uwielbiam tusze ostatnio!). Wyklejka jest z papieru Pepin – nieodmiennie ulubionego.

Strasznie dziwnie było mi pracować po dłuższej przerwie, ale wreszcie ręce mi służą jak należy. Co za ulga.

Klątwa dzikich bestii

– albo po prostu niekończąca się telenowela pt. Próbuję stworzyć jakiś dziki wizerunek, wychodzi łagodna istota, zamiast krwi pragnąca wyłącznie chrupek.

Na Pyrkonie pytali mnie różni ludzie, czy nie zrobiłam aby czegoś z wilkiem (no bo to jak nie Starkowie to Wiedźmini i tak dalej), ale przez jakiś czas nie czułam się na siłach w realistycznych wizerunkach zwierząt w fimo, skoro się również nie czułam zbyt mocna w ich rysowaniu. Aż wreszcie pomyślałam sobie: kobieto, ty? Ty, która nauczyłaś się najpierw nurkować, bo się bałaś pływać? Miałabyś się cofnąć przed płaskorzeźbami tylko dlatego, że rysowanie nie teges? O, nie.

No więc wzięłam się do roboty i okazało się, że wychodzi całkiem nieźle, tylko właśnie… jest ten… niewielki problem… że ten wilk… to mi wyszedł taki… eeee… jakiś udomowiony chyba, a w każdym razie taki… łagodny i przytulny.

Do kroćset. Zawezmę się i jeszcze kiedyś zrobię coś naprawdę, naprawdę koszmarnego.

A wilk wylądował, o, tu, na tym czarnym notesie z czarnymi kartkami. Trochę słabo widać, że medalion jest złoty, ale ogólnie uważam notes za udany.

wp_20161020_11_23_27_pro

wp_20161020_11_23_38_pro wp_20161020_11_23_58_pro